Gdy wróciliśmy z patrolu nic więcej do robienia nie miałem. Mogłem
zająć się sobą i teraz zamierzałem odpocząć. Uśmiechnąłem się sam do
siebie i ruszyłem w stronę swojej celi. Wciąż rozmyślałem nad propozycją
Mark'a odnośnie wymiany. Zatrzymałem się na chwilę i rozejrzałem wokół.
Nikogo nie było. Szafka z amunicją i żywnością była na wprost mnie.
Podszedłem do niej i otworzyłem oglądając dokładnie zawartość. Nie mogę
tego ukraść - pomyślałem. Jeśli jednak tego nie zrobię to...
- Szukałam cię - usłyszałem głos za sobą.
Bez trudu rozpoznałem głos Sylv. Niedobrze - pomyślałem. Złapałem kilka
przypadkowych rzeczy oraz broń i uciekłem stamtąd jak najszybciej.
Miałem nadzieję, że mnie nie przyłapią. Ruszyłem w stronę sektora D. Nie
chciałem aby tak to wszystko wyglądało, że wyjdę na złodzieja i
oszusta. Jednak gdy pomyślałem o każdej nocy, każdym dniu bez kolejnej
dawki leku nie mogłem inaczej postąpić. Przyśpieszyłem kroku i po kilku
minutach byłem na miejscu. W jednej z cel było pięciu mężczyzn ubranych
na czarno. Dwóch z nich rozpoznałem na pewno. To był Mark i jego prawa
ręka Chris.
- Jestem - oznajmiłem wchodząc do pomieszczenia
Od razu rozejrzałem się po otoczeniu. W razie czego trzeba wiedzieć jak się bronić i kiedy należy wiać.
- Szybko się uwinąłeś. Myślałem już, że nadal będziesz uparty i nie przyjdziesz - zaśmiał się - Czyżbyś jednak zmądrzał?
- Mam to czego chciałeś - powiedziałem od razu nie zważając na jego
docinki - Wedle umowy - rzuciłem mu butelkę wody i puszkę konserw
- Tylko tyle? - zdziwił się oglądając przedmioty - A broń?
- Najpierw chcę zobaczyć lek -powiedziałem - Nie spałem od bardzo dawna, nawet nie zdajecie sobie sprawy jaka to tortura
- Wzruszające - zaśmiał się ponownie - Dawaj resztę towaru lub będziemy musieli się pożegnać.
- Znowu próbujesz mnie wykiwać - warknąłem wkurzony - Mam tego dość,
zaraz... - nie dokończyłem bo ujrzałem za sobą znajomą postać.
Kilka metrów ode mnie stała Taiga. Sądząc po jej minie musiała mnie
śledzić. O kradzieży jedzenia i amunicji też wiedziała. Przekląłem w
myślach i zauważyłem że banda Mark'a próbuje się stąd wydostać.
- Zaufanie, szczerość - Zaczęła ze spokojem opierając się o kraty -
Powinnam was wszystkich pozabijać i udać, że stał się nieszczęśliwy
wypadek - W jej dłoniach pojawiły się dwie katany.
Sięgnąłem do kieszeni bluzy i wydobyłem sztylet. Nie miałem szans. Taiga
posługująca się katanami miała nade mną znaczącą przewagę. Przynajmniej
próbowałem - pomyślałem i uśmiechnąłem się pod nosem. Nie miałem nic do
stracenia. Żadnego celu w życiu. Z rozmyślań wyrwały mnie odgłosy
walki. Mark zdążył uciec razem z Chrisem, zaś pozostała trójka atakowała
Taigę. Po kilku celnych ciosach jeden z nich leżał ranny na podłodze i
wił się z bólu. Z rany na nodze sączyła się krew.
- Pomóżcie mi! - krzyczał - Boli! Moja noga!
Patrzyłem się na niego tępym wzrokiem. Całe te zdarzenia wydawały się
nie mieć nic ze mną wspólnego. Tak jakbym był za niewidoczną barierą i
przyglądał się temu wszystkiemu z dystansu.
- Zostaw mnie! - warknął kolejny, który runął na ziemię
Wypuściłem z ręki sztylet, który upadając wydał charakterystyczny brzdęk
metalu. Osunąłem się po ścianie na ziemię wbijając nieobecne spojrzenie
w podłogę. Znów to samo, nieustający ból głowy, który towarzyszy mi
każdego dnia. Tym razem znacznie się nasilił Czy to już koniec? -
pomyślałem zwieszając głowę i zamykając oczy.
************
- Ej, nie zasypiaj - poczułem mocne uderzenie w twarz - To dopiero początek
- Zostaw... mnie - powiedziałem z trudem otwierając oczy
- Powiedz... jak to jest władać ogniem? Opisz mi dokładnie wszystko, co czujesz, jak to kontrolujesz, jak go przywołujesz
- Pod warunkiem, że opiszesz mi jak wygląda dzień chorego psychicznie idioty - powiedziałem
- Zła odpowiedź - zaśmiał się
Oddalił się ode mnie i zniknął za drzwiami pomieszczenia. Znajdowałem
się w pustej celi, która służyła doktorowi do przeprowadzania swoich
badań, choć tak naprawdę były one jak tortury. Całe wnętrze było
przerażające. Znajdowało się tu kilka nowoczesnych sprzętów o
niewiadomych mi zastosowaniach. Pośrodku znajdowało się zwykłe krzesło
na którym teraz siedziałem. Ręce miałem unieruchomione, zresztą jak i
nogi. Głowę pochyliłem nisko, nie miałem już siły trzymać jej prosto. Po
podbródku ściekały krople krwi zmieszane ze łzami, które mimowolnie
wydostawały się z oczu. Próba uwolnienia się stąd nigdy nie przyniosła
skutku. Trafiały tu osoby z izolatki, do nich rzadko kto zaglądał, a
jeśli już nikt nie widział jak dokładnie wyglądają, gdyż w środku nie
było światła i panowała ciemność. Gdy był obchód wszystko się zgadzało,
nikogo nie brakowało. Oprócz mnie byli też inni, wiem to, gdyż
codziennie słychać było czyjeś wrzaski i krzyk. Wtedy siedzę skulony w
kącie, z nogami pod brodą kurczowo obejmując je ramionami. Chciałbym nic
nie słyszeć i nie czuć Tak mija każdy dzień. Kolejny i kolejny.
- Już jestem, dziękuję, że poczekałeś - oznajmił zamykając za sobą drzwi
- Mógłbyś się śpieszyć mam napięty grafik - powiedziałem unosząc głowę i przeszywając go spojrzeniem
- Wierzę - odparł jedynie i podszedł do jednej z szafek znajdujących się po przeciwnej stronie ściany - Co by tu...
Udał, że się długo zastanawia. Na pewno wszystko sobie to obmyślił, więc po co przeciągać?
- Ach! Już wiem! - klasnął w dłonie i odwrócił się do mnie upewniając się, że na niego patrzę
Spowrotem spuściłem głowę opierajac ją o klatkę piersiową. Z dnia na
dzień coraz bardziej było mi to wszystko obojętne. Nie miałem na nic
wpływu, zawsze robił to co sobie zaplanował. Z każdym dniem znosiłem
znacznie więcej.
- To na zakończenie sprawdzimy twoją wytrzymałość oraz szybkość regeneracji - oznajmił podchodząc do mnie z metalową tacką.
Już bez patrzenia mogłem się domyślić, że są tam różnej długości noże i skalpel.
- A więc zaczynajmy - uśmiechnął się poprawiając okulary, które zsunęły mu się na nos
Założył białe rękawiczki i sięgnął po mały nożyk. Podwinął mi rękaw
bluzy i rozciął skórę na mojej ręce, na razie było to małe zranienie. Z
minuty na minutę kombinował z coraz to większą ilością noży.
Zranienienia to był mój najmniejszy problem.
- Czemu to nie chce się zagoić? - zapytał oglądając uważnie każde rozcięcie
- Tłumaczę ci codziennie idioto, że nie posiadam takiej umiejętności jak
regeneracja. Może byś mnie w końcu posłuchał pustaku - wysyczałem a na
mojej twarzy wymalował się szeroki uśmiech
- Czyżby rany były za płytkie na samoleczenie? - powiedział pod nosem całkowicie ignorując moje słowa - A gdyby tak...
Nim zdążyłem coś powiedzieć poczułem palący ból w udzie. Zacisnąłem
mocno zęby i minęło sporo czasu zanim zareagowałem. Spojrzałem w tamtym
kierunku i przekląłem w myślach. Z mojej nogi wystawał wbity skalpel.
Już drugi w tym tygodniu.
- Moja noga! - wrzasnąłem
- Boli? - spytał ruszając ostrzem na boki
- Zostaw! - krzyknąłem - Ty psychiczny... - nie zdążyłem dokączyć nawet zdania
Ten stuknięty doktorek wyjął skalpel a z rany zaczła sączyć się krew.
Zacisnąłem pięści, mimo tego cały rząsłem się z bólu. Nie mogłem
opanować drżenia rąk.
- Na dzisiaj to wszystko - oznajmił odchodząc ode mnie i podchodząc do
szuflady - Podobno męczy cię ból głowy po ostatnim badaniu- uśmechnął
się - I koszmary, mam rację? - nie czekając na odpowiedź wyciągnął
napełnioną strzykawkę - Muszę cię zmartwić, ból tak prędko nie zniknie,
będzie pojawiał się co jakiś czas, mogę jedynie go uśmierzyć pod
warunkiem, że będziesz współpracować - powiedział - Liczę na owocną
współpracę - dodał tylko wbijając mi igłę strzykawki w szyję - Dobranoc
Patrzyłem się na niego, lecz obraz powoli się rozmazywał. Wszystko było
niewyraźne, powieki same się zamykały. Poczułem jak ktoś bierze mnie pod
ramię i gdzieś zawleka. Potem usnąłem. Na następny dzień znów obudziłem
się w ciemnym wnętrzu celi. I tak aż do odbycia kary za podpalenie
kilku ochroniarzy i powrotu do sektora D do swojej celi.
**************
- Sieg!- usłyszałem nad sobą znajomy głos
Powoli otworzyłem oczy, lecz obraz przede mną był rozmazany. Przetarłem
oczy rękawem. Nade mną stała Taiga. W obu rękach trzymała swoje katany
pobrudzone krwią.
- Nie musisz krzyczeć - powiedziałem szeptem rozglądając się wokół.
Na ziemi leżały trzy osoby. Nie żyły. Jeden z nich wciąż kurczowo trzymał w ręku pistolet.
- Zabiłaś ich - stwierdziłem beznamiętnie - Teraz pewnie i moja kolej - zauważyłem
- Po pierwsze zabiły ich zombie, które przylazły tu za odgłosami walki
- A po drugie? - zapytałem
- Chcę wyjaśnień, dopiero wtedy będę mogła cię zabić
- Możesz nawet i teraz - powiedziałem - Planowałem sam to zrobić od
dawna, ale wtedy był choć cień nadziei. W sumie teraz nic mi nie zostało
- westchnąłem
- O czym ty bredzisz? - zapytała
- O moim lekarstwie. Kiedyś, przed epidemią byłem królikiem
doświadczalnym świrniętego doktorka. Zresztą nie tylko ja. Podczas
jednego z jego badań coś poszło nie tak. Do dzisiaj odczuwam skutki
tamtego dnia. W sumie da się z tym żyć. Do tej pory sobie radziłem, ale
ostatnio ból się nasilił i nie mogłem sobie dać rady. - powiedziałem
wpatrując się w podłogę - Niepowinienem tu przychodzić. Zostałbym w
sektorze D, ale zaczęło kończyć się jedzenie. Mark jest jednym z
pacjentów w labolatorium. Gdy wybuchła epidemia obrabował gabinet razem z
lekami. Od tego czasu żeruje na takich jak ja, wie, że mu nie odmówię,
ale dziś dowiedziałem się, że nie ma lekarstwa. Skoczyło się, a oni
chcieli tylko wyłudzić broń oraz pożywienie. Słyszałem ich rozmowę,
zanim wszedłem do tej celi. Nie chciałem aby tak to wyszło. Chciałem
tylko się upewnić a potem oddać to co wam zabrałem. Gdybym miał czas
sam bym nazbierał pożywienie. Niestety jak zwykle wszystko spieprzyłem. -
zakończyłem
- Co to za lek? - zapytała opierając się o jedną ze ścian
- Kiedy je zażywałem cały ból głowy, całego ciała znika. Przedtem czułem
się jakby banda zombie rozrywała mnie na kawałeczki, dokładnie tak jak
teraz - starłem rękawem kropelki potu pojawiającego się na czole
- I co teraz zamierzasz? - zapytała
Chwilę się nad tym zastanowiłem. Obok mojej nogi zauważyłem sztylet,
ktory upuściłem. Podniosłem go i schowałem do kieszeni, nie będzie mi
teraz potrzebny.
- Słyszałem, że doktor prowadził jakieś notatki - odpowiedziałem -
Kiedyś wspominał, że przed wynalezieniem leku stosował u innych
pacjentów inne metody - zakończyłem, ziewnąłem i przeciągnąłem się -
Jestem strasznie padnięty po dzisiejszym dniu - przyznałem
Spojrzałem się na dziewczynę. Chwilę nad czymś myślała. Na jej twarzy pojawił się lekki grymas.
- Jesteś naprawdę skończonym idiotą, mogłeś o wszyskim powiedzieć wprost
- Nie nie mogłem - odparłem - Nie miałem pewności czy mogę wam ufać. Nie
spałem od kilkudziesięciu godzin. Gdy nie śpię, nie mam energi, gdy nie
mam energi nie jestem w stanie kontrolować swoich mocy i umiejętności, a
brak mocy równa się z moją szybką śmiercią w razie ataku wroga -
przyznałem zgodnie z prawdą - plecak z amunicją i żywnością leży tam -
wskazałem przedmiot leżący w kącie - Niestety butelki wody i jednej
konserwy nie odzyskamy
Taiga spojrzała się na mnie i westchnęła. Odesłała swoje katany i skrzyżowała ręce.
- To co teraz planujesz ze mną zrobić? - zapytałem dopiero teraz wstając z podłogi i podpierając się ściany
(Taiga? Trochę nieudane to opowiadanie, pomysł był inny ale ja jak zwykle napisałam co innego :/ )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz