Walczyłeś, było zabawnie. Zacząłeś słabnąć, ale frajda trwała dalej. Nie
przestawałeś krwawić, straciłeś już jedną rękę, a mimo tego dalej
próbowałeś wygrać. Nie żebym miała ci za złe, ale dlaczego umarłeś? Było
przecież tak zabawnie. Zgubiłam coś co ci zabrałam, teraz już nie mogę
cieszyć się zwycięstwem w tamtej walce. Straciłam swoje trofeum, a ty
jak gdyby nigdy nic, zamknąłeś oczy i przestałeś oddychać. Latawcu
wiesz, że chciałabym raz jeszcze się z tobą zmierzyć? Byłeś moim jedynym
przyjacielem, dzięki tobie dowiedziałam się jak silna byłam. Jedyna
pamiątka po tobie... Przepadła. "Nya! Nya! Nya!" - nieco głośniej się
odezwałam i zaczęłam szarpać swoje włosy i uszy. Nie możesz mi mieć tego
za złe, wybrałeś złą stronę, a ja chciałam tylko wiedzieć jak silna
jestem. Dobrze wiedziałeś, że jest to dla mnie ważne. Chciałam być,
wciąż chcę być silniejsza, by móc ochronić tych, na których mi zależy.
Okazało się, że to ja okazałam się tą złą i zabiłam osobę, która była
dla mnie ważna. Kiedy zorientowałam się, że mogę spróbować użyć
"naprawiacza", było już za późno. Umarłeś już wcześniej. Później
znalazłam sobie nową zabawkę. Była o wiele silniejsza jak ty. Świetnie
się bawiłam, Terpsichora również. Mój przeciwnik już nie żyje, został
pokonany przez jednego z późniejszych sojuszników. Nie walczyłam z nim
zbyt długo. Jego ruchy były bardzo szybkie. Musiałam wytężyć na tyle
swoje wszystkie zmysły, by czas dla mnie przestał płynąć. Potem już nie
było nic ciekawego. Zostałam w grze, ale musiałam natychmiast się udać
do 'niego', to dlatego byliśmy po innych stronach. Jak myślisz, uda mi
się znaleźć tak ciekawe istotki, które zapewnią mi rozrywkę i przeżyją? W
tym więzieniu pewnie jest dużo silnych osób, w końcu też mają dar. To
nie to samo co twoja umiejętność. "Chcę to znaleźć, jak najprędzej!" -
Przestałam już mówić do Latawca, który jedynie żył w moich
wspomnieniach. Zwolniłam kroku i zastrzygłam uszkami. Usłyszałam coś
ciekawego. To były kroki ktosia, które mieszały się z krokami
szwendaczy. Ucieszona tym faktem, zmieniłam kierunek wędrówki i
przerwałam poszukiwania. Wszystkie dotychczasowe myśli po prostu zrobiły
"pff!", po prostu rozpłynęły się. Tak dawno nikogo nie spotkałam! Nieco
przyspieszając kroku szłam dalej, uważając czy przypadkiem nie zostanę
zaatakowana. Uniosłam dłoń do góry, następnie zrobiłam z niej lornetkę,
taką jak robią małe dzieci. Troszku dalej stał jeden z nich. Natychmiast
wyprostowałam palce, od razu poczułam chęć zabawy z żywym trupem. Nie
musiałam nawet używać swojej umiejętności, odpowiednie przygotowanie
ręki do ataku wystarczyło - niebawem przeciwnik znalazł się na ziemi.
Przykucnęłam jeszcze przy ciele szwendacza. To raczej był jakiś zwykły
cywil, który po prostu przyszedł kogoś odwiedzić. To z pewnością było
niesamowite spotkanie. Przyjść spotkać kogoś bliskiego, wyjść jako
istota, która nic nie czuje, nic nie myśli i nic nie rozumie.
- Dlaczego nikt nie przyszedł odwiedzić mnie? Powoli staje się
zazdrosna, martwy druhu. - Zwróciłam się do kogoś, kto umarł, aż dwa
razy. Zaczęłam przeszukiwać kieszenie jego ubrań. Znalazłam trochę
drobnych i przesiąknięte krwią dokumenty. Czyli nie dowiem się z kim
miałam do czynienia? No nie, w takim razie będziesz kolejnym
bezimiennym. Po chwili usłyszałam jak ktoś, coś upada. Może to ta osóbka
z wcześniej? Czyżby też do mnie szła? Cudownie! Podniosłam się z ziemi,
za mną słychać było powarkiwanie, przede mną była droga, którą jeszcze
nie szłam. Wydawała się być pusta. No nic, tak czy siak nie miałabym
ochoty zawracać. Wyprostowałam się i w podobnym tempie do tego
początkowego ruszyłam przed siebie. Nieco dalej zauważyłam dziewczynę,
czyli to ona upadła? Zbliżyłam się nieco do niej. - Znalazłam cię -
cichutko powiedziałam i byłam tuż przy niej. Kiedy chciałam zadać jej
cios w tył głowy, zorientowałam się, że straciła przytomność. Spóźniłam
się? Blondynka już po prostu leżała na ziemi, prawdopodobnie zmęczyła
się... Mówi się trudno. Zabawa zepsutą zabawką nie będzie na tyle
ciekawa co sprawną, w pełni działającą. Przewiesiłam przez ramię jej
torbę, a ją wzięłam po prostu na plecy. Nie mogę jej zostawić samej, tym
bardziej, że może być naprawdę interesującą osóbką. Poprawiłam się, a
następnie ruszyłam dalej. Teraz to musiałam naprawdę uważać. Nowa osoba
nie nadawała się do walki w swoim stanie, kto by się w ogóle nadawał?
Jeśli zajmę się rozwalaniem przeciwników, zombie rzucą się też na nią.
Mogłabym nie zdążyć i po nowej zabawce. Starałam się wybierać drogi,
które wydawały się być najbardziej bezpieczne. Oczywiście to nie tak, że
bez problemu po prostu sobie szłam z kimś na plecach. Musiałam też
czasami zawracać, czasami nieco przyspieszyć.
Po dość dłuższym czasie udało mi się znaleźć wolną celę, której
najbliższe otoczenie było bezpieczne i jak na razie, bez żadnego żywego
trupa. Lekko pchnęłam, a krata otwarła się. Chwilę później położyłam
dziewczynę na więziennym łóżku, torbę rzuciłam tuż obok niego.
Rozejrzałam się po całym pomieszczeniu. Dwuosobowa cela... Pewnie jest
tu wiele kryjówek. Wspięłam się na wyższe posłanie i do rąk wzięłam
poduszkę. Wielokrotne zaszycia bardzo mnie zaciekawiły, na myśl przyszły
mi dwie opcje. Pierwsza: poszewka po prostu nie była zbyt trwała,
druga: ktoś coś może tu ukrywać. Dłużej nad tym nie myśląc, rozdarłam
poduszkę. Wypadły z niej trzy suche kromki. Spojrzałam na towarzyszkę,
dokładnie ją obejrzałam. Nie wyglądała na poważnie ranną, miała jedynie
lekko zdarte kolana. Pewnie przez, że na nie upadła. Najprawdopodobniej
była przemęczona, może po prostu musi chwilę odpocząć? Jeśli tak powinna
niebawem się ocknąć. Cichutko zeskoczyłam z łóżka i ruszyłam do
umywalki. Zaczęłam kopać w syfon. Nie miałam odpowiednich narzędzi by ją
po prostu "rozłożyć" na mniejsze części. Kiedy już udało mi się
osiągnąć swój cel, odwróciłam się. Blond-włosa dziewczyna siedziała na
pryczy mierząc mnie swym niemrawym wzrokiem. Na moją twarz wkradł się
nieco szerszy uśmiech, w łapkach trzymałam tylko trzy kromki chleba i
kilka cukierków, które znalazłam w syfonie.
- Osoby, które tutaj urzędowały były naprawdę pomysłowe - odezwałam się.
Niepewnie zaczęła rozglądać się po całej celi. Spojrzenie jej
błękitnych oczu zatrzymało się na jej torbie. Natychmiast ją chwyciła i
przyciągnęła do siebie. - Spokojnie - zaczęłam obojętnym tonem, - nie
otwierałam jej. Masz szczęście, że cię znalazłam. Dziękuj mi.
- Ja... Dzi-Dziękuję, yhm... Kim jesteś? - Wydaje się być osóbką
nieśmiałą, nieco zagubioną w tym świecie. Nie przeszkadzało mi to
jednak, nie mnie jest oceniać innych i dyrygować im jacy mają być.
- Więzień z numeracją G123, Aisaka Neferpitou. Pozwalam, a nawet
zalecam, używać zdrobnienia mojego imienia jakim jest Pitou.
Specjalizuję się w walce wręcz, a więc... Nie musisz się bać, że cię
zostawię. Chociaż jeśli znajdę kogoś do walki, nie licz, że będę przy
tobie czekać, aż będziesz czuć się na tyle bezpieczna, że będziesz mogła
zostać sama. - Wyciągnęłam w jej stronę jedną dłoń. - Jeśli będziesz mi
bardzo zawadzać, a nie dostarczysz mi żadnych korzyści. Nie będę się
hamować i po prostu będę się chciała pozbyć, chyba, że znajdę inny powód
by od ciebie odejść i zostawić cię w spokoju. - Nie czułam do niej
sympatii, nie czułam do niej również nienawiści. Była mi całkowicie
obojętna, nie mogła się liczyć co do Latawca czy do "niego". Mimo tego
nie byłam w stanie pozostawić jej, za bardzo chciałam zobaczyć jej
zdolności... - Imię?
- Est, nazywam się Est. - Uśmiechnęła się, nie zależało mi na tym. Chyba poczuła się lepiej, choć to tylko moje przypuszczenia.
- Zaraz ruszamy. Masz co do tego jakiś sprzeciw? Wolę, żebyś powiedziała
teraz niż później. Coś się nie podoba? Możemy załatwić to od razu. -
Est jedynie zaprzeczyła głową. Może nie bardzo rozumiała, a jeśli
nawet... To nic nie szkodzi, w końcu gdyby tak naprawdę była słaba już
by nie żyła. Po chwili uklęknęłam na ziemi i sięgnęłam pod łóżko. Rękoma
szukałam czegoś co by mnie zainteresowało i znalazłam. Kartonowe
pudełko było wypchnięte, aż po samą ścianę. Szybko je wyciągnęłam, w
środku znajdował się nóż i butelka wody. Spojrzałam na dziewczynę, która
wpatrywała się w wyjście z celi. Odwróciłam się w tamtą stronę i
ujrzałam szwendacza. Szybko skoczyłam z obecnego miejsca w stronę
zombie. Żywy trup, pozbawiony głowy, tak jak poprzedni legł na ziemię.
Prawie bym zapomniała, może gdzieś tutaj to jest? Może tutaj ktoś to
przywlókł? Strzepnęłam z dłoni ociekającą maź po szwendaczu. To bywa
naprawdę zabawne. Machnęłam drugą ręką do dziewczyny.
- Idziemy, trzeba znaleźć bezpieczniejsze miejsce.
Est?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz