sobota, 22 sierpnia 2015

Od Gwen

Ciemność i wilgoć zaczęły dawać o sobie znać. Przez moją skórę przechodziły liczne, gwałtowne drgawki, a ciało oblał pot. Dookoła nicość; dobrze znane mi dźwięki zimnych szwendaczy. Wydawały się być dość blisko, do złudzenia obok mnie.  Byłam wyczerpana, każdy ruch sprowadzał na mnie wielki ból. Dotknęłam swojego boku, od razu poczułam narastającą bezsilność i wilgotną ciecz na palcach. Nic innego jak krew, ale... Co się wydarzyło? Otarłam swoje czoło, plamiąc je świeżą krwią oraz podparłam się ścianą. Otworzyłam usta, ale nie wydobyłam z nich ani najmniejszego dźwięku. Sytuacja nie pozwalała mi krzyczeć o pomoc, wokoło ciągle utrzymywały się odgłosy. Niech to wszystko już się skończy - telepatycznie ze sobą rozmawiałam. Krok po kroku i ci się uda, Gwen. Noga do przodu, potem druga. Jestem w drodze. Moje palce coraz mocniej zaciskały się na szpadzie. Z sufitu gdzieniegdzie spadały ciężkie krople wody, co wprowadzało mnie w błogi stan. Po wydarzeniach przeżytych z Taigą nie mogłam czuć się do końca bezpiecznie, nawet w oczyszczonych do cna sektorach, gdzie nie usłyszy się żadnego odgłosu zwiastujących problemów. Nie sądziłam, że do tego dojdzie, aż przyjęłam do wiadomości to, że nie ma ze mną nikogo żywego. Jedyny towarzysz to srebrzyste ostrze, w którym odbija się blask zaniepokojonych oczu. Sylvanas? Taiga? Gdzie wszyscy jesteście? - nikt nie odpowiada. Gwen? - słyszę niewyraźne nawoływanie nieopodal mnie. Niczym zwierzę, w trybie natychmiastowym staję się wyczulona na najmniejszy ruch. W mojej postawie dostrzec można było znikome zainteresowanie, a także nutkę wahania w związku z tym, kto się tam znajduje. Kto mnie wołał? Przecież jestem tutaj sama, zupełnie sama.
 - K-kto tam? - mój głos drżał jak gdybym przesiadywała w najgorszym koszmarze. - Gdzie jesteś?
 - Pomożesz mi? - usłyszałam.
Tajemnicze słowa równie enigmatycznej postaci bardzo szybko mną zawładnęły i natychmiastowo oddałam się pokusie. Potem słyszałam już wyłącznie ciche, rozpaczliwe pojękiwania. Nie byłam pewna żadnego swojego ruchu. Dreszcze próbowały nikczemnie mnie obezwładnić, jednak wciąż mknęłam ku dźwiękowi. Wtedy ciemność znikła, a na niewielkim obszarze rozbłysła roztańczona iskra zapałki, utrzymującej się w zesztywniałej, bladej dłoni poszukiwanej przeze mnie postaci. Niepewnie wyciągnęłam rękę w owym kierunku i w myślach próbowałam układać rozmowę, która tak czy siak nie wychodziła mi dobrze, gdyż zamilkłam.
- Kim jesteś? - to pytanie wydawało mi się najrozsądniejsze.
- Nie poznajesz mnie? - odwrócona postać z zakłopotaniem przekręciła głowę.
- Nie widzę cię - odparłam.
Wtedy jakby zamarłam. Ujrzałam bliską twarz w przerażającej odsłonie. Zakryłam dłonią usta i nerwowo zaciskałam zęby, by nie rozpłakać się w takim miejscu. Właściwie to gdzie jestem? Z ust postaci nieustępliwie zaczęła sączyć się strużka krwi. Przez chwilę otoczyła mnie dziwna energia, czułam, jakbym za chwilę miała się rozpłynąć w powietrzu. Moja skóra drżała, a ja nie wiedziałam co się dzieję. Traciłam świadomość. Ostatnie wspomnienie z tego okropnego snu to chwila, w której tajemnicza sylwetka rzuca się na mnie, zupełnie jak jeden z nich. Potem się obudziłam. Właśnie - obudziłam. To tylko sen, koszmar. Głowa bolała mnie okropnie; po przetarciu oczu znów ujrzałam światła pochodni na zewnątrz. Siedziałam w celi. Ten sen był... Bardzo realny. Dałabym sobie rękę uciąć, że zdarzył się naprawdę, ale to niemożliwe. Spróbuję o tym zapomnieć - wzruszyłam ramionami, Po wyjściu z „legowiska”, od razu na wstępie dostrzegłam zatroskaną Sylvanas.
 - Jak się czujesz? - podeszła do mnie.
 - O wiele lepiej, ale mało pamiętam - podrapałam się z tyłu głowy, gdzie także poczułam guza.
 - Nie musisz się o to martwić - przyjaciółka posłała mi lekki uśmiech.
 Cóż, może naprawdę muszę o tym zapomnieć. Ważna jest teraźniejszość.
 - To ja wrócę do celi, gdybyście czegoś potrzebowali, powiedzcie o tym - westchnęłam. - Ostatnio trochę zaniedbałam ludzi tutaj. I chcę jakoś to wynagrodzić - zaśmiałam się krótko. - Nie przyjmuję odmówień.
Wróciłam do siebie, po czym położyłam się na materacu. Przypomniałam sobie piękne słowa Taigi. Słońce, trawa, drzewo, huśtawka. To wydaje się takie pozytywne. Chciałabym mieć okazję ujrzenia tego ponownie. Ktoś przerwał mi myślenie. Cień sylwetki przebijał się przez kraty.
 - Kto tam? - przeniosłam wzrok na wyjście.

< Ktoś chciałby odpisać? :3 >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz