poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Od Lucienne C.D Laurie

- Może powinniśmy tutaj się zatrzymać na trochę dłużej? - spytał Carl.
Trzeba by się zastanowić. I rozważyć definicję słowa ,,tutaj”. Tutaj to korytarzyk z wieloma drzwiczkami po lewej i po prawej. Oraz celami. Które właśnie zamierzałam sprawdzać. W sumie, lepiej się zatrzymać na trochę w jednym miejscu, niż cały czas łazić w tą i w tamtą, bez żadnego większego celu od szukania wody, jedzenia, i uciekania przed szwendaczami. Tak więc moja decyzja była następująca:
-Czemu nie?
Carl delikatnie uśmiechnął się
W końcu miał już poparcie w jednej osobie. Spojrzałam na tą nową dziewczynę... Laurie.
Jej długie, kruczoczarne włosy włosy opadały na ramiona. Prosta grzywka, równo układająca się na czole nie przysłaniała oczu, które świeciły się jasno niebieskim kolorem, lekko przechodzącym w fiolet. A ubrana była w ciemne, trochę mogłabym powiedzieć, podarte ubrania. Pogrążona we własnych myślach, próbowała otworzyć jedną z cel. Hm.. pewnie była tak zamyślona, że nie zwróciła uwagi na naszą rozmowę. Albo teraz rozważała propozycję zostania tu.
Spróbowałam być miła dla nowej dziewczyny.
- Laurie, tak? - podeszłam i spytałam się jej, upewniając się też, czy dobrze zapamiętałam imię. A tak naprawdę to chciałam jakoś zacząć rozmowę, a nic sensownego do mojego mózgu nie przychodziło.
Czarnowłosa, wyrwana z rozmyśleń, tylko pokiwała głową.
- To jak, zostajemy tu na troszkę dłużej, czy może szukamy innego miejsca?
Jakoś mało przyjaźnie to zabrzmiało. Sama nie wiem, dlaczego. Chciałam być miła, ale jakoś mi to nie wychodziło. A naprawdę chciałam trochę pomóc i bliżej poznać tę dziewczynę.. a może sobie tylko tak wmawiałam?
Laurie przez chwilę zastanawiała się, po czym odpowiedziała:
- W sumie to możemy się tu zatrzymać.
No, to sprawa załatwiona. Wszyscy się zgadzają, wszystkim pasuje.. chwilka, poczekaj, nie galopuj tak z tymi myślami. Jeszcze Blusji. Jako jedyna nie odezwała się od dłuższego czasu.. ciekawe, czemu. Czyżby jej coś nie pasowało?
- To co, Blusji, zgadzasz się? - zapytał Carl.
Dziewczyna udając, że jest bardzo zajęta przeszukiwaniem celi, nie odezwała się słowem. Jak dla mnie zrobiła to celowo.
-Halo, ziemia do Blusji! - powiedziałam.
Wszyscy czekaliśmy na jej decyzję.
- Może być. - odpowiedziała, mało entuzjastycznym tonem.
- To w takim razie, ustalone. Teraz przejrzyjmy te cele. Może znajdziemy coś ciekawego. Albo coś do jedzenia i picia. - rzekł Carl.
Zgodnie z poleceniem, wszyscy zaczęliśmy sprawdzać otwarte cele, oraz jakieś inne pomieszczenia w korytarzu.
Moje myśli szybko pomknęły w innym kierunku, niż to, co obecnie robiłam.
Byłam trochę zdezorientowana. Czemu to, co w mojej głowie brzmiało ładnie i entuzjastycznie, po wymówieniu zamieniało się w coś smutnego i całkowicie pozbawionego jakiejkolwiek chęci – i do pomocy, i do zawarcia znajomości. Może podświadomie wcale nie chciałam pomagać Laurie? Nawet jeśli, to.. dlaczego? Nie umiałam na to znaleźć odpowiedzi. A nie powiem, dobijało mnie to w jakiś sposób.
W celi nie było nic ciekawego. Nic, co mogłoby nam się przydać, lub co można by było w ogóle ze sobą zabrać. Chyba, że liczyć jakieś.. chyba to były karty do gry.
Opuściłam celę, i zabrałam się za sprawdzanie kolejnych po mojej stronie.
Zaczęłam zastanawiać się, czemu Blusji była taka markotna, i mało zadowolona. Nawet powiedziałabym, ze trochę.. zła. Czyżby.. czyżby nie podobało jej się coś, że do naszej trójki dołączyła Laurie? Naprawdę? Przecież.. musieliśmy jej pomóc. Nie mogliśmy zostawić jej tak samej. Zwłaszcza, że zombie wtedy się zbliżały...
Niech to. Zamknięte.
Zwłaszcza, że trzeba trzymać się w grupie. Znaczy.. jak ktoś by się uparł, to i bez grupy może by i przeżył. Ale w grupie zawsze łatwiej...
Znowu zamknięte?
A ja.. ja powinnam być dla niej miła. Carl i Blusji pomogli mi, i byli dla mnie bardzo mili. Bóg wreszcie wysłuchał moich modlitw, wydostałam się ze swojej celi, i znalazły mnie osoby, które mi pomogły, poprowadziły mnie...
Znowu zamknięte...
.. A teraz nadeszła moje kolej. Teraz to ja muszę się odwdzięczyć pomocą za pomoc. Albo być chociaż miłą. A na razie mój umysł świruje, i tworzy jakieś cyrki.
Czy wszystkie drzwi po mojej stronie są zamknięte?!
Odwróciłam się na chwilę, i mało co zawalu nie dostałam. Obok mnie stała Blusji. Nie zauważyłam jej. Byłam chyba tak pogrążona we własnych myślach, ze poza nimi świata nie widziałam.
No nareszcie! Otwarte!
Weszłam do celi. Niby nic szczególnego, zwykła, pusta cela... Nagle coś jakby zabłyszczało w jej rogu. Podeszłam w owe miejsce. A w rogu, tuż przy ścianie, leżał sztylet. A więc to on tak się błyskał...
Nie zastanawiając się, podniosłam go. O dziwo był prawie czysty, jakiś większych zabrudzeń na nim nie było. Szybko schowałam go pod żakiet. Właśnie wstawałam, by rozejrzeć się bardziej, gdy nagle:
- Myślisz, że nie widziałam?
Blusji...
- Ale czego? - spytałam nie wzruszona. Udawałam, że nie wiem o co jej chodzi. Ale dobrze wiedziałam.
- Jak chowasz ten sztylet. Przyznaj się.
Zaprzeczanie, że nie mam sztyletu było bez sensu. Może mi rozkazać pokazać, co mam pod żakietem, i wtedy.. no, wydałoby się. Musiałam rozegrać to inaczej.
- Zazdrościsz? Też chciałaś go wziąć?
Na twarzy dziewczyny malowała się złość. A mi z nerwów zaczęły elektryzować się włosy... Świetnie...
- Na twoim miejscu bardziej obchodziłoby mnie dobro naszej czwórki, a nie samej siebie.
,,W takim razie czemu jesteś taka zła od pojawienia się Laurie, co?” - pomyślałam. Już chciałam to powiedzieć, jednak ugryzłam się w język. Lepiej się nie kłócić. Nerwy już i tak miałam naruszone.
- Radziłabym ci to oddać, bo inaczej..
- Bo co mi zrobisz? - przerwałam jej.
Poczułam znajome mrowienie w rękach. O niee...
- Odsuń się.
- Co?!
- Powiedziałam odsuń się!
Blusji posłusznie wykonała polecenie. Ale gapiła się na mnie w osłupieniu. Próbowałam się uspokoić. Z moich dłoni zaczęły strzelać iskierki. Po chwili jednak wszystko uspokoiło się. Nawet włosy wróciły do normalnego stanu.
- Chciałaś mi coś zrobić, tak?! - spytała zdenerwowana Blu
Nagle przerwał nam głos Carla:
- Dziewczyny, wszystko w porządku?
Popatrzyłyśmy się na siebie złowrogo.
- Pamiętaj. Będę cię mieć na oku. I nie zawaham się ciebie podkablować. - powiedziała do mnie półgłosem. A następnie jak gdyby nigdy nic, wyszła z celi.
Zaraz za nią opuściłam celę. Wolałam nie wszczynać między nami jakieś walki, ale także postanowiłam coś zrobić.
Podeszłam do Carla, który krzątał się w jednej z cel po drugiej stronie.
- Proszę. Znalazłam to w jednej z cel. - to mówiąc, podałam mu znaleziony sztylet.
- Dzięki. Na pewno się przyda – powiedział, i powrócił do swojego zajęcia.
Moje obecne zachowanie chyba zdziwiło Blu. A ja i tak nie straciłam dużo. Nikt nie wiedział przecież, ze pod żakietem, po drugiej stronie mam inny sztylet, znaleziony dawno temu.
Laurie stała sama, trochę dalej, przy drzwiach, które za wszelką cenę próbowała otworzyć.
Postanowiłam jej pomóc. I tym razem może zachować się ,,normalniej”
- Pomogę ci – zaoferowałam.
- Dziękuję, ale nie trzeba – odparła.
Niedługo potem drzwi otworzyły się z łoskotem. Byłam tym trochę zaskoczona. Ja dawno dałabym sobie z nimi spokój, ale Laurie zawzięcie walczyła. I udało jej się.
- Woda... - usłyszałam tylko cichy głos dziewczyny.

Laurie? Albo ktoś?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz