Otwieram powoli ciężkie powieki, na których rozmazany jest tusz i cienie
których nigdy nie chce mi się zmywać na noc, siadam przecierając twarz,
przez co rozmazuje je jeszcze bardziej. Zegarek mówi mi, że jest już
dawno po dziewiątej, kolejny raz spóźniłam się do szkoły. Mimo to, nie
czuję się źle, nie czuję wyrzutów sumienia, po prostu wstaję i idę do
łazienki, odkręcając oba kurki przy zlewie, zanurzając twarz w letniej
wodzie. Słyszę szmery; za drzwiami już czai się moja matka, która
zapewne zrobi mi wykład, który puszczę mimo uszu, wyjdę z domu i wrócę w
nocy po cichu, by nie robić zamieszania i by uniknąć konfrontacji z
ojcem. Szybko zmywam z siebie makijaż, biorę prysznic i w ręczniku z
misiami wychodzę do pokoju, w którym zrzucam okrycie. Ubieram się, jak
zwykle, w podkoszulek z nadrukowanymi bananami, przydługi sweter oraz
spódniczkę. Nie zastanawiam się długo nad butami, biorą baletki i bez
plecaka, jedynie z notatnikiem wychodzę, nim kobieta która mnie urodziła
zdąży złapać za nadgarstek. Kieruję się w stronę ulubionej kawiarni,
wchodzę do środka i zamawiam czekoladę, zabierając z koszyka zawsze
przygotowanego owocka specjalnie dla mnie - banana. Obieram go, siadam
przy stoliku i wgryzam się, w między czasie rysując nieokreślone
kształty po papierze. Każdy, kto mnie mija, chętnie puszcza mi oczko,
czy macha, nie dziwię się im, kiedy nastaje ciemność, wszyscy zmieniają
się z przyjaciół na klientów i zakupują najlepsze narkotyki od dilerów,
którym towar dostarczam.. ja. Poprawiam falbankę spódniczki, lekko
podartą podkolanówkę po czym łapie za napój.
Jedenasta, wokół dawno jedynym światłem są latarnie, ulica błyszczy
od wilgoci, czuć zapach spalonej gumy i przemokniętych ubrań. Przechodzę
do alejki, w której umówiłam się z jednym z dilerów, trzymając
reklamówkę i żując gumę. Zauważam go; stoi oparty o ścianę, przekrzywia
lekko głowę i pogania mnie ruchem dłoni. Szybko do niego doskakuję,
uśmiecham się szeroko i wsuwam mu na palce rączkę torby, już mam się
odwrócić, by odejść, gdy łapie mnie za rękę i zaciska na niej zimne,
żelazne kajdanki. Próbuję się wyrwać, ale okręca mnie i dociska do
ściany, kując drugi nadgarstek. Nie mogę zaprotestować, już chcę użyć
mocy, ale tracę przytomność po ukłuciu. Budzę się w zamkniętym
pomieszczeniu. Długo nie muszę czekać na wyjaśnienia, zostaję skazana na
dwa lata więzienia za przemyt narkotyków, co dziwi mnie równie mocno co
brak bananów w domu gdy akurat mam na nie ochotę. Zamykają mnie w
sektorze D, w jednoosobowej celi. Nagle zaczynam rozumieć, że byłam zbyt
ufna, przy czym wspominam całe swoje życie, nie mając nic innego do
roboty; rzadkie odwiedzanie szkoły, zadawanie się ze ,,złymi" osobami,
wykłócanie z rodziną.. Dlaczego musiało się to tak skończyć - pytam..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz