czwartek, 20 sierpnia 2015

Od Laurie "Historia"

Otwieram powoli ciężkie powieki, na których rozmazany jest tusz i cienie których nigdy nie chce mi się zmywać na noc, siadam przecierając twarz, przez co rozmazuje je jeszcze bardziej. Zegarek mówi mi, że jest już dawno po dziewiątej, kolejny raz spóźniłam się do szkoły. Mimo to, nie czuję się źle, nie czuję wyrzutów sumienia, po prostu wstaję i idę do łazienki, odkręcając oba kurki przy zlewie, zanurzając twarz w letniej wodzie. Słyszę szmery; za drzwiami już czai się moja matka, która zapewne zrobi mi wykład, który puszczę mimo uszu, wyjdę z domu i wrócę w nocy po cichu, by nie robić zamieszania i by uniknąć konfrontacji z ojcem. Szybko zmywam z siebie makijaż, biorę prysznic i w ręczniku z misiami wychodzę do pokoju, w którym zrzucam okrycie. Ubieram się, jak zwykle, w podkoszulek z nadrukowanymi bananami, przydługi sweter oraz spódniczkę. Nie zastanawiam się długo nad butami, biorą baletki i bez plecaka, jedynie z notatnikiem wychodzę, nim kobieta która mnie urodziła zdąży złapać za nadgarstek. Kieruję się w stronę ulubionej kawiarni, wchodzę do środka i zamawiam czekoladę, zabierając z koszyka zawsze przygotowanego owocka specjalnie dla mnie - banana. Obieram go, siadam przy stoliku i wgryzam się, w między czasie rysując nieokreślone kształty po papierze. Każdy, kto mnie mija, chętnie puszcza mi oczko, czy macha, nie dziwię się im, kiedy nastaje ciemność, wszyscy zmieniają się z przyjaciół na klientów i zakupują najlepsze narkotyki od dilerów, którym towar dostarczam.. ja. Poprawiam falbankę spódniczki, lekko podartą podkolanówkę po czym łapie za napój.
Jedenasta, wokół dawno jedynym światłem są latarnie, ulica błyszczy od wilgoci, czuć zapach spalonej gumy i przemokniętych ubrań. Przechodzę do alejki, w której umówiłam się z jednym z dilerów, trzymając reklamówkę i żując gumę. Zauważam go; stoi oparty o ścianę, przekrzywia lekko głowę i pogania mnie ruchem dłoni. Szybko do niego doskakuję, uśmiecham się szeroko i wsuwam mu na palce rączkę torby, już mam się odwrócić, by odejść, gdy łapie mnie za rękę i zaciska na niej zimne, żelazne kajdanki. Próbuję się wyrwać, ale okręca mnie i dociska do ściany, kując drugi nadgarstek. Nie mogę zaprotestować, już chcę użyć mocy, ale tracę przytomność po ukłuciu. Budzę się w zamkniętym pomieszczeniu. Długo nie muszę czekać na wyjaśnienia, zostaję skazana na dwa lata więzienia za przemyt narkotyków, co dziwi mnie równie mocno co brak bananów w domu gdy akurat mam na nie ochotę. Zamykają mnie w sektorze D, w jednoosobowej celi. Nagle zaczynam rozumieć, że byłam zbyt ufna, przy czym wspominam całe swoje życie, nie mając nic innego do roboty; rzadkie odwiedzanie szkoły, zadawanie się ze ,,złymi" osobami, wykłócanie z rodziną.. Dlaczego musiało się to tak skończyć - pytam..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz