Spokojnym wzrokiem patrzył, jak białowłosa opuszcza pomieszczenie. Może i
nawet go to cieszyło? W jej towarzystwie zachowywał się jakoś inaczej,
nie tak, jak zwykle... Płakała. Nad czym? Nad jego przeszłością? Nad nim
samym? Nie. To akurat było niemożliwe. Jego własna matka wolała się go
bać, uważać za coś, co nie ma prawa bytu, niż nad nim płakać. Tak po
prostu jest i było jej łatwiej. Położył się na łóżku i podłożył dłoń pod
głowę. O co w tym wszystkim chodzi? Zranił już wiele osób, ale nigdy
nie miał wyrzutów sumienia, nigdy nie żałował... A teraz... Teraz czuł
się po prostu dziwnie. Uśmiechnął się pod nosem i zaśmiał cicho.
Wyobraził sobie, jak jeden z zarażonych rozrywa na strzępy drobne ciało
dziewczyny. Przez chwilę dawało mu to satysfakcje, ale tylko przez
krótką chwilę... Jego czerwone tęczówki nagle się skurczyły, a on sam
spojrzał na miejsce, na którym przed kilkoma minutami siedziała Nyxis.
I zdał sobie sprawę, że taki rozwój wydarzeń był bardzo prawdopodobny.
Jakoś przestało mu być do śmiechu... Gwałtownie zerwał się z posłania i
chwycił nóż leżący na szafce. Wybiegł z celi. Przez jego głowę wciąż
przelatywała jedna myśl: „Co się z tobą dzieje? Co ty, do diaska,
najlepszego wyprawiasz?!". Ale mimo tego biegł dalej. Przeszukał
większość sektora. Wrócił do miejsca, w którym znalazł albinoskę. Nie
było jej tam. Co gorsza, sztylety pozostały na swoim miejscu. Więc jest
bez broni... Podniósł je i kierując się dziwnym przeczuciem, dotarł do
lewego skrzydła sektora. I wtedy ją zobaczył. Siedziała na zimnej
posadzce, tuż przy oknie, które wcześniej wybił.
Tuż przy granicy sektora I.
Poczuł ulgę, ale nie trwało to długo. Z wybitego okna wysunęła się
nienaturalnie blada dłoń i chwyciła ramię dziewczyny. Ta odwróciła się, a
Rin w jej oczach dostrzegł strzępek nadziei. Kiedy białowłosa
zorientowała się, kto wypełza przez okno, nadzieję zastąpiło tępe
przerażenie. Nie ruszyła się z miejsca.
- Co ty wyprawiasz? UCIEKAJ! - krzyknął, tracąc nad sobą kontrolę.
Poczuł napływającą do jego żył adrenalinę, wzmocnioną przez gniew. Nie
pozwoli zakażonemu dotknąć jej raz jeszcze. Monstrum z głośnym stukotem
upadło na posadzkę i otworzyło szczęki, mając zamiar odgryźć dziewczynie
głowę. Rin nie wytrzymał. Z krzykiem rzucił się na umarłego i jednym
zgrabnym cięciem urżnął mu gardło.
Trysnęła krew, a zarażony zaczął rzucać się w spazmach bólu. Widząc to,
Accelerator zaśmiał się głucho. Tak, to zawsze będzie go bawiło. Gdy
ciało stwora stało się nieruchome, otarł z twarzy krew i uśmiechnął się
przerażająco. Spojrzał na Nyxis. Nie wyglądała na wniebowziętą. Jej oczy
nienaturalnie rozszerzyły się, a usta i dłonie drżały nieustannie.
Chyba ją wystraszył... Uśmiech zniknął z jego ubabranej krwią twarzy.
Zrobił krok w jej kierunku, ale dziewczyna odsunęła się od niego.
Ch**era, to nie tak miało wyglądać...
- Ja... Przepraszam. - wydukał, zdziwiony faktem, że zdołał powiedzieć coś tak bezsensownego.
Bo niby co innego miał powiedzieć? Jakoś nic nie mógł wymyślić. Nigdy
nie przejmował się tym, co o nim myślano. Rin ponownie się uśmiechnął.
- Bo widzisz... Mnie nie da się pomóc.
Jego towarzystwo było dla niej niebezpieczne. Położył na ziemi sztylety i odwrócił się, nie chcąc patrzeć na jej bladą twarz.
<Nyxis?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz