Dobrze ,że Vincent trzymał mnie za rękę, dzięki temu mogłam skupić się
na rozmowie z Rose . Znowu słyszałam jej krzyki,które roznosiły się
echem po mojej głowie, doprowadzając do mocnego i pulsującego bólu.
Chociaż próbowałam odpowiadać na jej pełne agresji pytania,nie starczyły
jej moje krótkie odpowiedzi. Wrzeszczała,że mam go
zabić,unieszkodliwić,nie mam nic więcej mu mówić, same zakazy i nakazy
Najbardziej była zła o to imię,które postanowiłam zmienić.Stare wydawało
mi się takie brzydkie i nieodpowiednie,a to, które jej nadałam idealnie
do niej pasuje,zwłaszcza,że tak ładnie brzmi po angielsku. Od początku
naszej znajomości była dla mnie niczym róża,która kłuje
wszystkich,którzy się do niej zbliżą.Zamierzałam porozmawiać z
chłopakiem, który ciągle się uśmiechał, jednak jedyne, co słyszałam w
głowie to,,Masz go o wszystko wypytać! Ty wygadałaś mu o nas prawie,że
wszystko,a on podał ci tylko swoje imię,nawet nie wiadomo czy
prawdziwe!” Nie mając za dużego wyboru powiedziałam do mojego
towarzysza:
-Nie odpowiedziałeś, –Lecz usłyszałam spokojny głos mówiący:
-Później-Zamierzałam go posłuchać,dobrze wiedziałam,że to nie jest
odpowiednia pora, w końcu goniła nas grupa zombii,ale ciągle słyszałam
pełen pretensji głos Rose .Dlatego zaczęłam powtarzać swoją wypowiedź ,a
on nadal mnie zbywał ,przy okazji zabijając umarlaków ,którzy stawali
nam na drodze .Podczas gdy ja toczyłam wewnętrzną walkę z Rose , on w
zewnętrznym świecie torował nam drogę . Po dłuższej bezsensownej kłótni z
moją towarzyszką w końcu usłyszałam odpowiedź chłopaka na którą tak
wyczekiwałam :
-Vincent Silvan sektor F, 22 lata- Przez dłuższą chwile ,nie słyszałam
żadnych zastrzeżeń ze strony mojej współlokatorki ,pewnie wiedziała ,ze
nic się na ten temat więcej nie dowiemy .Uradowana ,że przestała mnie
boleć głowa ,znów skupiłam się na otaczającym mnie świecie .Szliśmy w
milczeniu ,co jakiś czas Vincent zabijał jakiegoś żywego trupa ,nawet w
tedy gościł na jego twarzy przyjacielski uśmiech .Przyglądałam się jego
wysiłkowi ,widać było po nim ,że to go zaczynało męczyć ,jego ruchy
straciły ,tą płynność co wcześniej ,a na jego twarzy pojawiły się
malutkie kropelki potu .Po około trzech godzinach zatrzymałam się ,na
co chłopak popatrzył na mnie zaciekawiony ,dlaczegóż to uczyniłam .
Spojrzałam mu w oczy i oznajmiłam z uśmiechem :
-Powinniśmy znaleźć jakieś schronienie .Musimy odpocząć –Widząc ,że nie
za bardzo podoba mu się mój pomysł ,pochyliłam się w jego stronę i
zaczęłam go pukać palcem wskazującym w pierś przy każdym wypowiedzianym
słowie :
-Zwłaszcza ty powinieneś ,odpocząć chyba nie chcesz paść ze zmęczenia
gdy cała grupa żywych trupów będzie zmierzać w naszym kierunku ,by nas
spałaszować ze smakiem – Usłyszałam od niego:
-Nie możemy tak ryzykować musimy udać się w jakieś bezpieczniejsze miejsce
-Nie przyjmuje odmowy .-Zanim zdążył zareagować chwyciłam go za rękę i
ruszyłam przed siebie wypatrując jakiegoś miejsca odpowiedniego do
odpoczynku. ,po krótkiej chwili znalazłam pustą cele. Może nie powalała
swoim rozmiarem ,ale wystarczyła na spokojne pomieszczenie dwóch osób
,dlatego bez zbędnego zwlekania rozłożyliśmy tam swoje rzeczy . W środku
było ciemno ,dlatego rozejrzeliśmy się za czymś co moglibyśmy spalić
,na nasze szczęście w rogu celi znajdowało się połamane drewniane
krzesło. Ułożyliśmy z niego mały stosik pośrodku pokoju ,po krótkiej
chwili chłopakowi udało rozpalić się ognisko ,które zaczęło strasznie
dymić. Użyłam więc swoich mocy ,by nieprzyjemny zapach spalenizny
zamienić na zapach lasu ,co po dłuższej chwili wysiłku udało mi się.
Usiadłam przy ognisku ,a chłopak przy ścianie . Spojrzałam na niego,
wzrok skierowany miał na przeciwną ścianę ,wyglądał jakby nad czymś
myślał . Siedzieliśmy tak bezczynnie wpatrując się przed siebie prze
jakiś czas ,aż w końcu zgłodniałam ,dlatego wyjęłam z torby dwa
czekoladowe batony ,jeden z nich rzuciłam mojemu towarzyszowi .Wyrwany z
zamyślenia spojrzał zdezorientowany na smakołyk ,po krótkiej chwili
uśmiechnął się i powiedział:
-Dzięki-Gdy odtworzyłam swojego batonika z moich włosów wyszła biała
łasiczka ,która zaczęła popiskiwać gniewnie. Zaśmiałam się i wręczyłam
Nadziei kawałek ,po czym przystąpiłam sama do jedzenia ,może nie był to
treściwy posiłek ale zawsze lepsze to niż nic. Gdy skończyłam wyjęłam z
mojej torby parę kartek i ołówek ,zaczęłam się zastanawiać co by tu
narysować .Z zamyślenia wyrwał mnie głos Vincent’a ,zdezorientowana
zapytałam:
-Co mówiłeś ?Nie słuchałam
-Pytałem .Kto to jest Rose ?-Zaśmiałam się po czym skierowałam palcem
wskazującym w mojego rozmówce by podkreślić ,że to o niego chodzi i
powiedziałam z uśmiechem:
-Ale ty masz mi opowiedzieć trochę o sobie ,dobrze? –Chociaż tyle mogłam
zrobić ,by Rose się na mnie nie gniewała . Czekałam na to aż odpowie
(Vincent ?).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz