wtorek, 28 lipca 2015

Od Rin'a

-Kłamiesz!
Cichy szloch.
Przeczący gest.
- Łżesz! Łżesz jak pies!
I kolejny, bezsilny szloch.
Rin nerwowym gestem przewrócił kilka drewnianych pudeł, które z głośnym stukotem upadły na ziemię. Stare deski, z których były wykonane, zaskrzypiały, jakby pokazując swoje niezadowolenie, a jedna ze skrzyń rozpadła się pod wpływem siły uderzenia. Chłopak czuł narastającą złość i bezsilność, co wcale mu się nie podobało. Warknął pod nosem serię przekleństw i posłał skulonej w kącie dziewczynie wyzywające spojrzenie. Ta momentalnie jakby zapadła się w sobie, a jej chude ciało zaczęło spazmatycznie drżeć.
- Białasku... Ja... Ja... Przepraszam... - zaszlochała.
- Nie mów tak do mnie! W ogóle się nie odzywaj!
Miał dość bezsilności. Dłonią szarpnął za zapięcie obroży, a ta poczęstowała go mocnym elektrowstrząsem. Białowłosy chwycił rękami głowę i wydał z siebie głuchy jęk. Dziewczyna zaszklonym wzrokiem się temu przyglądała.
- R-r-rin... P-p-przestań... - powiedziała błagalnie.
Odczekał, aż powróci mu władza w kończynach i ponowił próbę zdjęcia z szyi metalowego przedmiotu, co skończyło się jeszcze gorzej niż poprzednio. Jego spalone ręce dygotały, a po długich i chudych palcach spływała mu krew. Dziewczyna schowała twarz w dłoniach i zaczęła płakać.
- Przestań! Rozumiesz?! Natychmiast przestań! - panicznie krzyczała.
On jakby jej nie słyszał, szarpał zapięcie, nie przejmując się narastającym bólem. Szatynka o dziecięcej twarzy wstała i chwiejnym krokiem podeszła do Rin'a. Uniosła opuchnięte powieki i spojrzała w puste i nic niewyrażające oczy chłopaka.
- Dobrze, wygrałeś. Zrobię to, ale obiecaj... Obiecaj, że mi wybaczysz!
Po jej delikatnych policzkach cienkimi strużkami spływały łzy. Patrzyła na niego jeszcze chwilę, czekając na jakąkolwiek reakcję. Nie doczekała się. Odwróciła wzrok i zacisnęła usta w kreseczkę. Zamknęła oczy i wyciągnęła dłoń. Znalazła zapinkę.
I zdjęła obrożę.
Zdjęła blokadę...
To był jeden z najgorszych błędów w jej krótkim życiu. Jej ostatni błąd... Rin uśmiechnął się szeroko. Tak długo na to czekał... Poczuł powracający Dar, który niczym ciepła woda rozpływał się po jego chudym ciele. Głowa, ramiona, tors, nogi... Aż po same koniuszki palców... Zgiął kilka razy dłonie i pokręcił szyją. Zaśmiał się cicho. Szatynka zdała sobie sprawę, co tak naprawdę uczyniła i odsunęła się przerażona. Accelerator nadal śmiejąc się, przygwoździł ją do ziemi jedną ze skrzyń. Nie przejmował się jej protestowaniem ani głośnym krzykiem. W pobliżu i tak nie było nikogo, kto mógłby ją usłyszeć... Przedziurawił beczkę z benzyną i oblał jej zawartością kartony, podłogę, a na samym końcu dziewczynę. Stanął tuż przy niej i wykonał ręką obojętny i znudzony gest.
http://i.giflike.com/B2NWIiw.gif
- Wiesz jak kiedyś odkupywało się swoje winy? Zmazywało grzechy? - zapytał.
Chuda szatynka milczała przerażona. Rin pochylił się nad jej uchem i cichutko szepnął:
- Ogniem.
W jednej chwili wyjął z kieszeni zapałki, zapalił jedną i rzucił na ziemię. Otrzepał spodnie i patrzył, jak ogień gwałtownie pożera stary magazyn. W końcu zaczął trawić i dziewczynę... Accelerator rozłożył ramiona i zaśmiał się głucho, słysząc przeraźliwy krzyk i czując smród palonej skóry. Dar tworzył wokół niego barierę nie do przebycia, więc ogień nic nie mógł mu zrobić. Skierował się do wyjścia. Czuł moc, potęgę i niewyobrażalną siłę. Powolnym krokiem oddalał się od miejsca zbrodni, zostawiając w tyle palący się magazyn, dziewczęce krzyki agonii i duszący dym.
http://i.giflike.com/0g2EwHZ.gif
Wolnością i Darem cieszył się jeszcze dwa miesiące po tym zdarzeniu...

~8 miesięcy później...~

Żarówka w celi co chwilę gasła i się zapalała. Rin od dłuższego czasu podziwiał owe zjawisko, leżąc na byle jak pościelonym łóżku. Co jakiś czas odganiał natrętną muchę, która nieustannie brzęczała mu przy uchu. Chłopak bawił się sznurami wychodzącymi z czarnej obroży, której tak bardzo nienawidził. Wprawdzie nauczył się ją zdejmować, ale niby po co? I tak, aby odzyskać Dar musi zrobić to ktoś inny, w pełni świadomy, jaki przyniesie to skutek. Nosił ją tylko i wyłącznie dlatego, że zawsze istniała szansa na przypadkowe spotkanie takiego idioty. W końcu żarówka zamigotała po raz ostatni, wypalając się z głośnym sykiem.
- No, i to by było na tyle ze stałego źródła światła... - mruknął pod nosem.
Usiadł na twardej pryczy i dłonią przeczesał włosy. Białe kłaki zasłaniały mu oczy, więc musiał często powtarzać ten gest. Ziewnął szeroko i przetarł ręką powieki. Był głodny. Bardzo głodny... Od jakiegoś czasu zadowalał się batonikami ze starego automatu i wodą z bojlerów, ale teraz nie miał nawet i tego. Skrzywił się, czując skręt w żołądku. Wstał i otrzepał jasne jeansy, po czym poprawił koszulę. Zarzucił na nogi buty i skierował się do drzwi pomieszczenia. Wyjął z kieszeni klucz i z głośnym skrzypnięciem otworzył żelazne kraty. Wyszedł na pusty i zdemolowany korytarz, a następnie rozejrzał się po okolicy. Sektor H nie należał do najprzytulniejszych. Stare kamienne ściany, obskurne latarnie, zniszczona podłoga, pod którą kryły się lochy, raczej nie dodawały mu uroku... Rin nie mógł pozbyć się wrażenia, że jest w średniowiecznym więzieniu, a nie nowoczesnym ośrodku. Westchnął cicho i przeciągnął się. Plecy bolały go od spania w niewygodnej pozycji, ale chłopak postarał się to zignorować. Poszedł w kierunku szarych, metalowych drzwi. Była to łazienka dla pracowników (z ubikacji w swojej celi przestał korzystać już dawno, jakoś nie mógł pogodzić się z faktem, że miałby załatwiać swoje potrzeby fizjologiczne w tym samym miejscu, w którym śpi). Wszedł do niegdyś wykafelkowanego na biało, a teraz brudnoszarego pomieszczenia. Podszedł do najbliższego pisuaru i gdy chciał zrobić to, co do niego należało, zobaczył trupa w pobliskiej toalecie. Zrobił zdegustowaną minę i podszedł do umarlaka. To był jeden z więźniów bez Daru, nazywał się bodajże Sam (a przynajmniej tak mu się wydawało). Rin pokręcił głową i odwrócił twarz nieboszczyka do ściany.
- Sam, zboczuchu... Już ci mówiłem, żebyś nie podglądał...
Trup dziwnym trafem nic mu nie odpowiedział. Chłopak szybko zrobił swoje i opuścił łazienkę. Znowu poczuł znajome ssanie w żołądku. Jęknął cicho. Postanowił jeszcze raz przeszukać sektor, mając nadzieję na znalezienie czegoś, chociaż w połowie jadalnego. Po trzydziestu minutach poszukiwań nadal nie miał niczego. Zrezygnowany usiadł w kącie sali i oparł głowę o ścianę. A przynajmniej tak myślał, bo jak się okazało, wcale nie była to ściana... Zaciekawiony Rin wstał i przyjrzał się temu dokładnie. Okno! Szare, zalepione warstwą kurzu, ledwo widoczne, ale... okno! Chłopak spróbował jakoś je otworzyć, ale było zamknięte od wewnątrz. Nie mógł również wybić szyby, którą wykonano z mocnego szkła. Pozostała mu jedna opcja. Żwawym truchtem wrócił do swojej celi i zaczął zrzucać z pryczy pościel, później materac... W końcu dotarł do metalowego szkieletu łóżka. Pogrzebał pod jednym z prętów, po czym wyciągnął małe zawiniątko. Pod warstwą białej tkaniny ukryty był prosty pistolet, skradziony z biura strażników i słuchawki dźwiękoszczelne (jak taka broń wystrzeli ci nad uchem, a ty będziesz niezabezpieczony, to możesz pożegnać się ze słuchem). Z tajemniczym uśmieszkiem przebiegł korytarz i ponownie stanął przed zakurzonym okienkiem. I tu pojawiły się wątpliwości. Otóż za szybą może znajdować się pokój personelu, ochrony, albo zwykłe biuro obsługi. W każdym z możliwych do odnalezienia pomieszczeń chłopak mógł znaleźć coś przydatnego. Gorzej, jeżeli okno prowadziło do drugiego korytarza, a tym samym sektora I. Ta opcja nie byłaby zbyt przyjemna, ze względu na to, że sektor ten jest zakażony (z tego, co słyszał, lepiej się do niego w ogóle nie zbliżać...). W podjęciu decyzji pomogło mu burczenie w brzuchu. Accelerator założył słuchawki, otarł z brody kurz, wycelował i strzelił w sam środek okna.
Szyba rozprysnęła się z głośnym hukiem, wbijając wszędzie dookoła ostre odłamki. Rin wybił ręką ich resztki, po czym przelazł przez powstały otwór. Znalazł się w... pokoju personelu. Robak podniecenia zaczynał drążyć białowłosego od środka. To uczucie wzmocniło się jeszcze bardziej, gdy ujrzał masę szafek poustawianych przy ścianie. Przejrzał prawie wszystkie i już prawie stracił nadzieję, ale w ostatniej z nich znalazł... Paczkę krakersów! Otworzył ją i zachłannie wepchnął do ust trzy słone płaty. Nigdy nie przepadał za tą przekąską, ale teraz smakowała jak najlepsze danie na świecie... Chrupiąc w najlepsze, wrócił na korytarz sektora H. Miał pójść do swojej celi, ale coś skłoniło go do zmiany decyzji. W jednym z podziemnych lochów wyłapał jakiś dźwięk. Podszedł tam, skąd się wydobywał. Zawisł głową w dół i nadal wcinając krakersy, zaczął rozglądać się w ciemnym tunelu.
- Saaam? Czy to ty? - krzyknął.

<Ktoś?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz