Po kolejnym ciosie, zaczęłam mieć wątpliwości gdzie się w ogóle
znajduję. Tym razem dostałam czymś twardym, zgaduje, że było to drewno.
Przez chwilę przed oczami widziałam ciemność, jednak szybko zaczęłam
dostrzegać kolory i kontury, a po chwili całe sylwetki gospodarzy.
Podniosłam głowę, aby spojrzeć na kobietę z uśmieszkiem.
- Tylko na tyle Cię stać? – Zakpiłam
- Mów gdzie ona poszła! Gadaj jak dojść do waszego schronu – podniosła
swój drewniany kij biorąc kolejny zamach i patrząc na mnie groźnie
- Musisz się rozpędzić i walnąć w ścianę, wtedy otworzy się tajemnicze
przejście – zaczęłam ze śmiechem. Nie bałam się jej, była starszą
kobietą, która nie mogła mi zrobić nic strasznego. Śmierć w obliczu tego
wszystkiego, co widziałam i zrobiłam było niczym. Tym razem zamach był
większy, poczułam przeszywający ból, i ciemność. Znalazłam się na
polanie, zielona trawa delikatnie łaskotała moje nagie stopy. Rzeka
płynęła spokojnie, czułam na skórze zimne krople, które z niej
wyskakiwały, nieopodal było drzewo. Duże, rozłożyste na gałęzi była
przywiązana opona, zapewne miała to być huśtawka. Z uśmiechem na niej
usiadłam i zaczęłam się huśtać, niczym małe dziecko śmiałam się, gdy
tylko byłam w górze, gdy czułam na sobie ciepłe promienie słoneczne.
Delikatnie muskały moją twarz. Byłam sama, bez tych wszystkich
umarlaków, nie wśród murów i świeczek, byłam na zewnątrz. Na pięknej
łące, na świeżym powietrzu. Całkiem sama. Zatrzymałam się. Jestem sama,
nie ma czarnowłosej dziewczyny, która mnie zawsze ratuje przed
zboczeńcem, nie ma, Nagito mojego braciszka, Sylv, Aszer, nie ma nikogo.
Jednak skoro jestem sama, to, dlaczego słyszę głos, tak bardzo znajomy
głos. Jest tak blisko. Zaczęłam biec w jego stronę, nie zastanawiając
się czy to, co słyszę, nie jest wybrykiem mojej wyobraźni. Tak znajomy
głos stawał się coraz głośniejszy. To była Gwen, tak z pewnością to była
ona. Krzyczała, ale dlaczego? Tutaj jest tak wspaniale, moglibyśmy
tutaj wszystkich przyprowadzić, można uprawiać ziemię, nic nam nie
zagraża, jest woda, jest wszystko, co jest nam potrzebne. W ustach
poczułam metaliczny smak, ocknęłam się. Byłam w niebie? Nie raczej nie, w
końcu każdy inaczej to opisuje, więc gdzie byłam? Wyplułam krew, która
znajdowała się w moich ustach. Zobaczyłam Gwen, która stała bez broni,
natomiast moja katana, znajdowała się w rękach tej wiedźmy. Moje
zielenice, gwałtownie się powiększyły.
Miałam ochotę wstać i ją zabić… Chociaż nie, podcięłabym jej ścięgna i
puściła zombie, napawałabym się widokiem jak ją rozrywają. Pociągnęłam
za kajdanki, jednak za cholerę nie chciały odpuścić. Skupiłam wzrok na
katanie, która pojawiła się w rękach Gwen
- Nie Tobie była ona dana – powiedziałam jedynie, patrząc ostro na kobietę
- Jednak żyjesz – spojrzała najpierw na mnie, po czym wróciła wzrokiem
do Gwen – Taka z Ciebie bohaterka? W takim razie zginiecie obie –
zaśmiała się krótko
- Jedyną osobą, która będzie leżeć tutaj martwa to Ty – Moja towarzyszka
zwróciła miecz w jej strone, uniosłam delikatnie kącik ust, przymykając
oczy, jednak nie chciałam znowu wracać do mojego drzewa, nie teraz.
Podczas, gdy Gwen stała spokojnie, stara kobieta zaczęła serie ataków,
wszystkie zostały ominięte z gracją, aż miło było na to patrzeć.
Przechyliłam lekko łebek, aby lepiej to wszystko widzieć. Wiele ruchów
mi uciekało, nie wiedziałam nawet, kiedy wiedźma została zraniona w
nogę, teraz utykała. Następne ciosy były zapewne łatwiejsze. Nie trzeba
było nawet minuty, kiedy leżała w kałuży krwi, jednak według mnie
jeszcze żyła, może Gwen woli ją zostawić w męczarniach? A może ja już
źle widzę? Sama nie wiem, zobaczyłam przed sobą twarz dziewczyny. Była
skupiona, próbowała rozerwać kajdanki, co się jej udały, gdyby mnie nie
złapała, upadłabym na ziemię. Spojrzałam na nią to z ulgą to ze złością
- Miałaś iść po resztę – Mruknęłam, ponownie plując krwią
- Jesteś głupia – Westchnęła
- Dopiero teraz to zauważyłaś? – Nie odpowiedziała, pomogła mi jedynie
wstać. Oparłam się o nią i ruszyłyśmy w stronę wyjścia. Nie wiem gdzie
szłyśmy, jednak prowadziła mnie cały czas się rozglądając.
- Widziałam – powiedziałam cicho
- Co takiego? – Usłyszałam jej głos, martwiła się było to słychać. W tej
chwili nawet nie myślę o tym, że za rogiem mogą być szwendacze albo coś
gorszego, że za chwilę mogą nas dogonić ludzie, którzy nas wcześniej
zamknęli
- Trawę, rzekę, drzewo, nawet się huśtałam, świeciło słońce. Tam
moglibyśmy się udać, wszyscy, mielibyśmy wszystkiego pod dostatkiem, o
nic byśmy się nie martwili – zaczęłam z nadzieją w głowię, doskonale
wiedziałam, że to niemożliwe, że to, co widziałam było jednorazowe, że
nigdy tam nie wrócę, i że to nigdy nie będzie rzeczywistość. Mimo
wszystko jak głupia wierzyłam, iż to wszystko to prawda, zaczynałam się
gubić we własnych słowa, zaczęłam wierzyć w to, co mówię.
- Taiga – westchnęła – Będąc w takim stanie, każdy widzi to co chciałby
widzieć – powiedziała
cicho. Nie odzywałam się, nie chciałam żeby te
słowa do mnie doszły. Zauważyłam już znane mi korytarze i światło. Czyli
doszłyśmy na miejsce. Przed drzwiami spojrzałam na nią uśmiechając się
lekko.
- Jesteś dobrą przyjaciółkę, zabiorę Cię do tego miejsca, pokaże Ci jak
tam jest – Byłam już zmęczona, chciało mi się spać, chciałam znowu
poczuć słońce. Zamknęłam oczy, czułam jedynie jak opadam, głos
dziewczyny był cichy, a po chwili zupełnie umilkł.
(Gwen,bądź też ktoś z grupy? :D )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz