poniedziałek, 20 lipca 2015

Od Nicolasa C.D Sylvanas

- To gó.wno trwa już pół roku, a wy sobie beztrosko żyliście nie wiedząc o tym?! Nie rozśmieszajcie mnie...
Spojrzałem na Woricka. Nagle przyjaciel zaczął się śmiać.
- Sorki, sorki. - chrząknął, kiedy jego ataki śmiechu dobiegły końca. - Po prostu nie mogę uwierzyć że gniliśmy pół roku w tej zakichanej więziennej celi i gów.no z tego zauważyliśmy.
Zacząłem machać ręką, żeby Worick zwrócił na mnie uwagę. Pokazałem gesty, które miały oznaczać: przecież słyszeliśmy krzyki.
Kobieta przyglądała mi się uważnie. Spojrzałem na nią chłodno.
- Co pokazał, powiedział ? - spytała.
- Pyta czy nie słyszałem krzyków. - odparł blondyn patrząc na mnie.
Wskazałem na drzwi.
Oboje mnie nie zrozumieli.
- Wy...ytrzymaj..ja ? - spytałem wymuszając chrypę.
- Powinny. - odpowiedziała.
Siedzieliśmy w ciszy przez dłuższy czas. W końcu Worick przerwał ciszę.
- Jak się nazywasz ?
- Sylvanas Crownquard.
- Miło mi. - uśmiechnął się - Ile masz lat ? Dziewiętnaście, osiemnaście ? Góra dwadzieścia.
- Dwadzieścia jeden..
- A ja dwadzieścia sześć. - wyszczerzył jeszcze bialutkie zęby. - Nico ma dwadzieścia cztery.
- Ile siedzicie ?
- Dostaliśmy prawdopodobnie dożywocie, jak wszyscy - zaśmiał się sucho
- Siede..m lat.. - mruknąłem patrząc w sufit.
- Co wy robiliście przez te pół roku kiedy wybuchła epidemia ? - rzuciła oschle.
- Oszczędzaliśmy jedzenie i wodę, od pierwszego roku kiedy tu trafiliśmy, ponieważ wiedzieliśmy że kiedyś nam się przyda, np podczas ucieczki. Nawet teraz sporo tego mamy w plecakach. - odparł Worick. - Jakoś przez te siedem lat było nam dobrze w naszych celach. Nudziliśmy się czasami, ale pozwalali nam ze sobą rozmawiać, więc było chyba okej. - patrzył pustym wzrokiem w przestrzeń.
- Pozwalali wam ?!
- Ani razu nie staraliśmy się uciec. Grzeczni, potulni jak owieczki..
Nie mogłem się powstrzymać od żałosnego chichotu. Mając przed oczami mord.y strażników sektora D, miałem ochotę pourywać im jaja.
Wszystkie skargi, obelgi znosiłem w spokoju, ale wiedziałem że kiedy Worick wracał do celi dawali mu porządne manto. Dawał im się sprowokować. Był dla mnie jak brat.
Był.
Stracił mój szacunek dawno temu. Kiedy zaczął traktować innych ludzi podobnych do nas jak przedmioty.
Jakoś fakt że siedzieliśmy w jednej celi przez pół roku nas nie zdziwiło, krzyki i wszystkie inne jęki też nas nie zdziwiły. Czy my jesteśmy normalni ? Ignorowaliśmy życie w okół, a teraz mam gó.wniane kłopoty. Chordy żywych trupów grasują w budynku i pewnie na zewnątrz.
Właśnie. Na zewnątrz.
- Góra.. - spojrzałem na nich.
- Co ? - Worick patrzył na mnie lekko zirytowany ponieważ nie miałem się odzywać. Pokazałem w języku migowym ale nie zrozumieli. On nie zrozumiał. Boże... zabije go przy najbliższej okazji.
- Góra.. świat.. dlaczego nie poszuk..amy schronienia.. na górze ? - spytałem
- Jesteśmy odcięci od świata. Wszystko jest pozamykane.
- Jesteśmy uwięzieni... znowu...
Długo nie nacieszyliśmy się wolnością. Dopiero co uciekliśmy z cel, a na dzień dobry chordy żywych trupów próbują nam odgryźć łeb. Świetnie.
Przynajmniej jest z nami Crownquard. Mam nadzieję że zaprowadzi nas do innych ocalałych. Dobrze to zrobi Worickowi. Tylko będę musiał go trzymać krótko, bo facet nie bzykał się od siedmiu lat ! Będzie ciężko. Zastanawiam się jak on teraz wytrzymuje. Zbyt dobrze go znam. Chyba dzisiaj sobie nie pośpię.
Wstałem i usiadłem niedaleko Sylvanas.
- Co ty robisz ? - syknęła
- Pilnuje mnie. - zaśmiał się szorstko blondyn.
Pokazałem mu sygnał migowy żeby położyli się spać. Będę trzymał wartę.
- Prześpijmy się. - powiedział do dziewczyny i zamknął oczy. znaczy oko.
Spojrzałem jeszcze raz na Sylvanas i przymknąłem oczy żeby lepiej słyszeć wszystko inne w okół. Wyostrzyłem zmysły żeby nic mnie nie zaskoczyło.

<Panno Crownquard?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz