Byliśmy wolni .. w końcu mogliśmy uciec z tego pieprzo.nego miejsca. Zwinęliśmy co nasze i wyskoczyliśmy na inne piętro.
- KuRwaa - warknąłem ochrypniętym głosem, kiedy jakiś człowiek rzucił
się na mnie cały zakrwawiony. Worick zestrzelił drania. Miał więzienny
mundur.
- Chole.ra. Co to ma być. - odparł Worick.. było ich więcej.
Przerzuciłem przyjaciela przez przez ramię i skoczyłem na drzwi pożarowe
umieszczone dość wysoko. Odstawiłem faceta.
- Ostrzegaj następnym razem ! - rzucił.
Rozejrzałem się. Mało co widziałem. Spojrzałem w dół. Stado obleśnych typów warczało syczało pod nami.
Rozejrzałem się w okół. To co zobaczyłem było nie do opisania.
- O ch-chole.ra jasna... - jęknął Worick kiedy do mnie dołączył.
Jak po wojnie, a w powietrzu unosił się smród zepsutego mięsa i spora ilość krwi.
Nagle jęk. W oknie gdzie kiedyś było biuro stał jeden zakrwawiony
"pracownik". Wyjąłem katanę i rzuciłem się na przeciwnika nawet nie
myśląc co to. Żadne ciosy cielesne nie zabijały go dopiero odcięcie
głowy zabiło sku*wysyna.
Spojrzałem na przyjaciela.
- Chłopie.. to zombie. Ku*wa. Zombie ! - zaśmiał się lekko zdołowany całą tą sytuacją.
Teraz, kiedy jesteśmy wolni zapadła epidemia. Serio ? No gorzej być nie może...
Usłyszałem krzyk.
- A jednak może.. - burknąłem.
Worick patrzył w dół.
Jakaś osoba walczyła, z tak zwanymi zombie. Radziła sobie całkiem nieźle.
Syk.
Znowu trup ?
Odwróciłem się żeby załatwić sprawę. Worick przyglądał się mi uważnie.
- W głowę. - rzucił.
Wiem pacanie ! - myślałem.
Kiedy skończyłem znowu podszedłem do okna, ale osoby będącej na dole już nie było. Jakby się rozpłynęła, tylko same trupy.
Oboje postanowiliśmy zejść i poszukać schronienia, albo kogoś .. ee... żywego ?
Chodziliśmy ostrożnie i cicho. Stwierdziliśmy że wystrzały z broni
palnej wabią te trupy, tak jak w tych wszystkich filmach, więc tylko ja
miałem po cichu zabijać. Jeżeli byśmy jakiś spotkali oczywiście.
Napotkaliśmy paru samotników albo po dwóch, trzech góra pięciu.
Rozprawiłem się z nimi dość szybko, kiedy Worick tylko się patrzył.
- Wiesz że jest tu dużo rzeczy których możesz użyć do zabicia tych
zombie. - odparłem kiedy szliśmy wąskimi uliczkami więzienia. Musieliśmy
znaleźć inne wyjście z sektora C (ponieważ tam gdzie weszliśmy stała
teraz chorda zombie) do którego wbiegliśmy. Skąd wiem że to sektor C ?
Przecież widnieją jeszcze tabliczki na ścianach.
- Wiem. Ale zapamiętaj. Ja jestem mózgiem ty mięśniami. - zaśmiał się cicho.
- Pff... - mruknąłem.
Nagle stanęła przed nami osoba którą widzieliśmy niedawno.
Zmierzyła nas.
- Który sektor ?
Spojrzałem na Woricka. To on zajmuje się "rozmowami". Lubię udawać głuchoniemego. Mniej jest wtedy problemów.
- Ee.. cześć. - zaśmiał się cicho. - Jestem Worick Arcangelo, a to
Nicolas Brown. - przedstawił nas, tak jakby zapomniał że w okół krążą
żywe trupy. Seryjnie.. debil.. z kim ja muszę pracować..
Spojrzałem na postać stojącą przed nami.
- SYektOR D.. - odpowiedziałem na jego pytanie.
Do obcych jak już musiałem mówić, odpowiadałem tak jak ludzie
głuchoniemi próbują mówić. Czasami migi nie wystarczyły żeby komuś coś
wytłumaczyć. Niektórzy rozumieją inni nie.
Uważnie obserwowałem osobnika.
<Ktoś, co ?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz