środa, 29 lipca 2015

Od Carl'a C.D Dayki

Odwróciłem się do chłopaka plecami. Wyciągnąłem rączkę przed siebie. Trza sobie sprawić nową zabawkę, bo tamtą zostawiłem. Teraz pewnie wabi zombie czy też innych więźniów. Po chwili jednak się podniosłem. Odechciało mi się spać, tym bardziej, że niedawno wstałem. Odgarnąłem włosy, które wpadały mi do oczu i wziąłem się do roboty. Ułożyłem swoje dłonie, tak jakbym chciał ochronić malutkiego robaczka, a następnie go zgnieść. Na ziemi pojawiła się metalowa łapka, zawsze od niej zaczynałem. Może byłoby lepiej tworzyć mojego liska z czegoś innego niż metal? Czasami staje się dosyć ciężki... Spojrzałem na chłopaka.
- Vincent? - zapytałem. Przytaknął tylko głową i uśmiechnął się. W sumie nie wiedziałem o czym mógłbym z nim porozmawiać. Jeszcze po tej akcji z Dayki'm... Jeszcze coś źle powiem i mi się oberwie. - Do tej pory... Byłeś sam? Z resztą nie musisz odpowiadać. - Uśmiechnąłem się. W sumie jeśli z kimś byłby do tej pory, niebawem by ta osoba się pojawiła... Wróciłem do tworzenie metalowej zabawki. Trochę to męczące, ale przynajmniej będę mieć coś cięższego do zabijania zombie. Roześmiałem się kiedy to przy "czarowaniu" ostatniej łapki, wyszła mi nieco przymała. Zorientowałem się dopiero kiedy próbowałem połączyć wszystkie części w jedność. Przypomniałem sobie, również o ukrytej czekoladzie w tamtym lisku... - Zjebałem to jak pan bóg żółwia... - powiedziałem cicho pod nosem. Poczułem na sobie wzrok chłopaka, a więc też na niego spojrzałem. - Bolało, prawda? - zapytałem. No nie okłamujmy się, ale wyrwanie kolczyka musiało boleć. Podniosłem się z miejsca. Ruszyłem w jego stronę zostawiając przy tym cały metal, który wytworzyłem za sobą. Ująłem jego twarz w dłonie, na początku trochę się wiercił. Uśmiechnąłem się do niego. - Lepiej by to w pewnym stopniu opatrzyć... Nie chcemy żebyś dostał jakiejś infekcji czy coś, chociaż co do braciszka nie jestem pewny. - Pierwszy raz widziałem Dayki'ego w takim stanie. Tak bardzo nie przepadał za nowo-starym kolegom? - Masz może wodę utlenioną w swoich zapasach?
- Powinienem mieć - zaśmiał się i natychmiastowo "wyrwał się". W chwilę moment do ręki podał mi jakąś buteleczkę. - Proszę. - Poprosiłem go, aby odwrócił swoją głowę tak, abym mógł spokojnie zobaczyć jego ranę. Z kieszeni spodni wyciągnąłem jakiś materiał, po chwili było go nieco więcej. Nie muszę tworzyć tylko metalu. W sumie to mnie cieszy. Nasączyłem wodą szmatkę i przyłożyłem do jego ucha. Lekko, ale to naprawdę lekko się skrzywił. W końcu woda zimna, a w dodatku trochu szczypie. Teraz ja sięgnąłem do naszych zapasów i znalazłem coś co by nadawało się na opatrunek. Pogłaskałem go po głowie, a następnie podarowałem mu kawałek czekolady.
- Ty też jesteś braciszkiem. - Zaśmiałem się i wróciłem do składania zabawki, chociaż przydałoby się stworzyć nową łapencję. Wyciągnąłem ręce do góry i niebawem w dłoniach pojawiła się kolejna część liska. Ucieszony tym faktem, zacząłem szybciej go składać. Przetarłem czoło i przeczesałem palcami włosy. - Widziałeś może po drodze taką zabawkę? - Wskazałem na swój własny twór. Vincent zaprzeczył głową. Założyłem ręce na karku i oparłem się o ścianę. Może powinienem teraz ich opuścić? Wątpię by on chciał mnie zatrzymać... Tworzenie więzi, by potem je zerwać... Zaśmiałem się cicho. Tak już bywa. Co prawda kopniak Shury trochę bolał, ale to chyba nie zniechęca mnie do odejścia. Troszku się otworzyła, to może dlatego powinienem zostać? Jeszcze ta sytuacja z braciszkami... Nie, jeszcze nie teraz. Niebawem do pomieszczenia wrócił Dayki wraz z siostrzyczką.
- O czym rozmawialiście? - zapytałem.

Dayki? Shura? Vincent?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz