Odwróciłem się do chłopaka plecami. Wyciągnąłem rączkę przed siebie.
Trza sobie sprawić nową zabawkę, bo tamtą zostawiłem. Teraz pewnie wabi
zombie czy też innych więźniów. Po chwili jednak się podniosłem.
Odechciało mi się spać, tym bardziej, że niedawno wstałem. Odgarnąłem
włosy, które wpadały mi do oczu i wziąłem się do roboty. Ułożyłem swoje
dłonie, tak jakbym chciał ochronić malutkiego robaczka, a następnie go
zgnieść. Na ziemi pojawiła się metalowa łapka, zawsze od niej
zaczynałem. Może byłoby lepiej tworzyć mojego liska z czegoś innego niż
metal? Czasami staje się dosyć ciężki... Spojrzałem na chłopaka.
- Vincent? - zapytałem. Przytaknął tylko głową i uśmiechnął się. W sumie
nie wiedziałem o czym mógłbym z nim porozmawiać. Jeszcze po tej akcji z
Dayki'm... Jeszcze coś źle powiem i mi się oberwie. - Do tej pory...
Byłeś sam? Z resztą nie musisz odpowiadać. - Uśmiechnąłem się. W sumie
jeśli z kimś byłby do tej pory, niebawem by ta osoba się pojawiła...
Wróciłem do tworzenie metalowej zabawki. Trochę to męczące, ale
przynajmniej będę mieć coś cięższego do zabijania zombie. Roześmiałem
się kiedy to przy "czarowaniu" ostatniej łapki, wyszła mi nieco
przymała. Zorientowałem się dopiero kiedy próbowałem połączyć wszystkie
części w jedność. Przypomniałem sobie, również o ukrytej czekoladzie w
tamtym lisku... - Zjebałem to jak pan bóg żółwia... - powiedziałem cicho
pod nosem. Poczułem na sobie wzrok chłopaka, a więc też na niego
spojrzałem. - Bolało, prawda? - zapytałem. No nie okłamujmy się, ale
wyrwanie kolczyka musiało boleć. Podniosłem się z miejsca. Ruszyłem w
jego stronę zostawiając przy tym cały metal, który wytworzyłem za sobą.
Ująłem jego twarz w dłonie, na początku trochę się wiercił. Uśmiechnąłem
się do niego. - Lepiej by to w pewnym stopniu opatrzyć... Nie chcemy
żebyś dostał jakiejś infekcji czy coś, chociaż co do braciszka nie
jestem pewny. - Pierwszy raz widziałem Dayki'ego w takim stanie. Tak
bardzo nie przepadał za nowo-starym kolegom? - Masz może wodę utlenioną w
swoich zapasach?
- Powinienem mieć - zaśmiał się i natychmiastowo "wyrwał się". W chwilę
moment do ręki podał mi jakąś buteleczkę. - Proszę. - Poprosiłem go, aby
odwrócił swoją głowę tak, abym mógł spokojnie zobaczyć jego ranę. Z
kieszeni spodni wyciągnąłem jakiś materiał, po chwili było go nieco
więcej. Nie muszę tworzyć tylko metalu. W sumie to mnie cieszy.
Nasączyłem wodą szmatkę i przyłożyłem do jego ucha. Lekko, ale to
naprawdę lekko się skrzywił. W końcu woda zimna, a w dodatku trochu
szczypie. Teraz ja sięgnąłem do naszych zapasów i znalazłem coś co by
nadawało się na opatrunek. Pogłaskałem go po głowie, a następnie
podarowałem mu kawałek czekolady.
- Ty też jesteś braciszkiem. - Zaśmiałem się i wróciłem do składania
zabawki, chociaż przydałoby się stworzyć nową łapencję. Wyciągnąłem ręce
do góry i niebawem w dłoniach pojawiła się kolejna część liska.
Ucieszony tym faktem, zacząłem szybciej go składać. Przetarłem czoło i
przeczesałem palcami włosy. - Widziałeś może po drodze taką zabawkę? -
Wskazałem na swój własny twór. Vincent zaprzeczył głową. Założyłem ręce
na karku i oparłem się o ścianę. Może powinienem teraz ich opuścić?
Wątpię by on chciał mnie zatrzymać... Tworzenie więzi, by potem je
zerwać... Zaśmiałem się cicho. Tak już bywa. Co prawda kopniak Shury
trochę bolał, ale to chyba nie zniechęca mnie do odejścia. Troszku się
otworzyła, to może dlatego powinienem zostać? Jeszcze ta sytuacja z
braciszkami... Nie, jeszcze nie teraz. Niebawem do pomieszczenia wrócił
Dayki wraz z siostrzyczką.
- O czym rozmawialiście? - zapytałem.
Dayki? Shura? Vincent?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz