niedziela, 26 lipca 2015

Od Carl'a C.D Dayki

Huh, to był Dayki? Co on tam robił? Podniosłem się do siadu. Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Chłopak na cały czas patrzył. Jak to robię? "To"... Znaczy co? Uśmiechnąłem się do niego niemrawo, no niedawno wstałem.. Uniosłem rączkę i machając palcem raz na prawo, raz na lewo, odezwałem się.
- Se-kre-cik! - Myślę, że tak uniknę tego pytania, a przynajmniej zdobędę czas na zastanowienie się... Przetarłem dłonią całą twarz. Spojrzałem na Dayki'ego, a następnie na Shurę. Teraz trwała cisza, ale ostatnimi czasy... Strasznie mi jej brakowało. Poza tym stałem się w tym towarzystwie bardzo rozgadany, znaczy mówię więcej, jak zawsze... Dużo więcej. Po chwili zdałem sobie sprawę, że wcześniej uderzyłem braciszka. Chyba nie dałem rady się powstrzymać. Chyba na pewno. Wyciągnąłem rączki do góry i wstałem na równe nogi. Może dlatego nie miałem przyjaciół czy też znajomych? Znowu zepsułem, jak zwykle z resztą. To naprawdę męczące, jeszcze sama świadomość tego, że się kogoś zraniło, nie ważne czy strasznie to zabolało, czy też nie. Podszedłem do braciszka i usiadłem przed nim. Spojrzałem na siostrzyczkę. Niezbyt przejmowała się tym co robimy. Pewnie zastanawiała się nad tym co zrobimy dalej. Niebawem skierowałem swój wzrok na chłopaka. Oparłem dłonie o ziemię i przybliżyłem usta do ucha Dayki'ego. - Gra... - szepnąłem do niego. Powinienem postarać się wrócić do stanu przed tą całą epidemią. Próbując utrzymać się tylko na kolanach, uniosłem ręce. Postanowiłem go przytulić, a więc tak i zrobiłem. Co nieco wiem o nim, a jeśli nie... Domyślam się, że został zdradzony przez ludzi i to nie jeden raz. To może być to, dlaczego nie chciał iść ze mną szukać innych. Przytuliłem go do siebie mocniej. Było mi go szkoda. Mimo, iż tego nie chce... Mimo, iż staram się być dla niego miły... Ranię go, a przynajmniej tak mi się wydaje. Może powinienem po prostu odejść? Warto by się ich zapytać, w końcu i tak nie mają ze mnie większego pożytku. Tak, powinni mnie zbyć jak wcześniej zrobili to inny. Chociaż lepszym wyjściem by było najzwyczajniej sobie gdzieś pójść i nie wrócić. Szkoda, że to nie dzieje się za tymi murami. Szanse ponownego spotkania znacznie by się zmniejszyły, a dodatkowo mógłbym się zmienić nie do poznania. W więzieniu nie ma takiej możliwości. Dayki po chwili zaczął się wiercić. - Przepraszam, ja... Będę się starać by więcej razy nie zrobić tego ponownie. - O ile zaistnieje sytuacja, w której by to się mogło powtórzyć. Wypuściłem braciszka z uścisku. Uśmiechnąłem się do niego i jak gdyby nigdy nic wróciłem na swoje miejsce. Zapomniałem mu podziękować... Zrobię to kiedy indziej. Spojrzałem na dziewczynę. Przysunąłem się do niej i również podarowałem jej przytulasa. Nie chcę by czuła się odrzucona przeze mnie. Już kolejny raz przytuliłem braciszka, a ona... Nie była tulona przeze mnie nawet razu. Zdziwiła się moim zachowaniem i poczułem jej dłoń na swoim czole. Zaczęła mnie chyba odpychać, mimo, że nie chciałem... Cofałem się trochę do tyłu.
- Coś nie tak? - zapytała z uśmieszkiem. - Dayki nie wystarcza ci do tulenia?
- Hę? Nie wolno tulić siostrzyczki? Wolisz grupowe uściski? - Spojrzałem w jej oczy.
Raz jeszcze ruszyłem w stronę braciszka i pociągnąłem za sobą Shurę. Usiadłem tuż przy chłopaku, a dziewczynę posadziłem obok siebie. Owinąłem ręce wokół ich główek i wtuliłem ich do siebie. - Jestem waszym starszym braciszkiem i nie ważne czy macie więcej lat ode mnie, czy też nie! - Zadowolony zacząłem cichutko, pod noskiem się śmiać. Oczywiście chcieli się wyrwać z mojego uścisku, ale to na nic. W końcu trza się nacieszyć czymś póki się to ma. Teraz musi się mi udać. Kończąc czynność tulenia, odłożyłem osyfione rękawiczki gdzieś z boku. "Liski", które powstały w chwilę moment z moich paluszków, przyłożyłem do policzków moich towarzyszy. - Chu! - powiedziałem. Plecami całkowicie oparłem się o ścianę. Następnie odchyliłem głowę do tyłu. Już z obojętnym wyrazem twarzy, wpatrywałem się w sufit. Zacząłem zastanawiać się czy Dayki mnie zrozumiał wcześniej. "Gra"... Na scenie podziwiamy aktorów, którzy wcielają się w różne postacie, by stworzyć coś podobnego do snu na jawie. Coś co tak naprawdę nie istnieje, ale coś co uszczęśliwi widzów. Praktycznie tylko w takich wypadkach taką grę traktuje się jak coś dobrego. Przysunąłem kolana do klatki piersiowej, a następnie objąłem je rękoma. Chowając w nich głowę, cichutko, niemalże niesłyszalnie zapytałem: - Mam odejść? - Dlaczego nie potrafię znaleźć w sobie prawdziwego siebie? Czyżbym miał po prostu nie istnieć? Nie wiem czy to usłyszeli. Chyba tak naprawdę nie chciałem znać odpowiedzi. Po prostu przeczekać tą sytuację i zacząć nową rozmowę.

Dayki? Shura?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz