środa, 29 lipca 2015

Od Nyxis C.D Rin'a

Biegnę. Mimo strachu, który zalega mi w płucach nie ztrzymuję się. W dłoniach połyskują mi dwa sztylety, których nie mam pojęcia jak używać. Otacza mnie cisza, która mrozi mi kończyny i powoduje gęsią skórkę. Wszystko jest tutaj wrogie, wszystko przeciwko mnie. Ale biegnę, głowę mam uniesioną dumnie, oczy skierowane są w przód i wyłapują najmniejsze szczegóły w tej czarnej gęstwinie.
Jestem wycieńczona. Rany, które mam z sektora I ponownie się otworzyły, większość z nich zaczyna krwawić, przy czym sprawia mi to ogromny ból. Rozwarzam drobną przerwę, w tym celu poszukuję jakiejś celi, w której mogłabym się poczuć bezpieczna. Śmieję się sama z siebie, kiedy na jedną z takowych dosłownie wpadam. Przymykam drzwi i kładę się na zimnej posadzce, próbując uregulować oddech. Mam ochotę się przespać, ale nie czuję się bezpieczna. W końcu jestem SAMA. Ze swojej własnej zawziętości. Mówiłam przecież, że nie chcę być zbędnym balastem i ruszyłam bez słowa w czeluści sektora, o którym nie mam zielonego pojęcia. A teraz siedzę tutaj przerażona i nie wiem, co mam robic dalej...
Sunę opuszkami palców po mojej nowej broni. Są to dwa sztylety o bardzo ładnie graderowanej rękojeści. Podoba mi się blask, który od nich emanuuje nawet w ciemności. Ból, który przyszedł wraz z ta bronią na zawsze zostanie, ale teraz wiem, że nie po to tyle przeszłam, żeby tutaj umierać. Wstaję do pozycji siedzącej, podsuwam kolana do brzucha a sztylety mocno zaciskam w dłoniach. Wiem, że jestem tu teraz sama, chyba bezpieczna, ale czuję się niepewnie. Zaczynam nucić; nucenie zamienia się w cichy śpiew. Nie jestem pewna, kiedy zaczynam śpiewać najgłośniej jak potrafię, ale dopiero wtedy zdaję sobie sprawę, jak bardzo to było głupie. Zatykam usta dłońmi, prawie się duszę. Jestem przerażona, kiedy słysze dźwięk tłuczonej szyby. Zaczynam prosić Boga, by to był ktoś z sektora, ktoś, kto mi pomoże. Moje serce zaczyna bić tak głośno, że jestem pewna jego dźwięku gdzieś na krańcach obszaru. Zaczynam się trzęść. Wącha mnie śmierć.
Ktoś/Coś idzie. Moje szare komórki chowają się gdzieś na końcu mojego mózgu a w głowie pozostaje mi tylko jedna myśl: noże. Chowam się w ciemnościach celi tak, aby móc niepostrzeżenie zaatakować. Kroki są ciężkie i nieostrożne. "Nikt z sektorów tak by się nie poruszał"- wmawiam sobie. Szykuję się. Odliczam uderzenia serca do momentu, aż widzę strzępek jego kształtu.
Atakuję go. Działam impulsywnie, nie zastanwiam się, czy noże w moich dłoniach leżą poprawnie, czy ja w ogóle zaciskam dłoń?
Jestem przygotowana na to, że zabiję stwora. Nie przewidziałam jednak, że ta istota będzie ode mnie szybsza. Powalona czyjąś siłą upadam ciężko na ziemię.
*****
Żyję? Moje mieśnie odmawiają wykonania polecenia, nie mogę otworzyć oczu, ale ż y j ę . Oddycham, czuję ból, który sprawia mi podnoszenie się i opadanie klatki piersiowej, ale jestem w stanie poczuć smak powietrza. To obecnie jedyny rarytas, na który mnie stać... Zmuszam się do otworzenia oczu.
-O, śpiąca królewna się obudziła. -słyszę czyjś drwiący głos.
I nagle czuję się jeszcze mniej pewna, niż przed zaatakowaniem żekomego stwora.

<Białasku? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz