Biegnę. Mimo strachu, który zalega mi w płucach nie ztrzymuję się. W
dłoniach połyskują mi dwa sztylety, których nie mam pojęcia jak używać.
Otacza mnie cisza, która mrozi mi kończyny i powoduje gęsią skórkę.
Wszystko jest tutaj wrogie, wszystko przeciwko mnie. Ale biegnę, głowę
mam uniesioną dumnie, oczy skierowane są w przód i wyłapują najmniejsze
szczegóły w tej czarnej gęstwinie.
Jestem wycieńczona. Rany, które mam z sektora I ponownie się otworzyły,
większość z nich zaczyna krwawić, przy czym sprawia mi to ogromny ból.
Rozwarzam drobną przerwę, w tym celu poszukuję jakiejś celi, w której
mogłabym się poczuć bezpieczna. Śmieję się sama z siebie, kiedy na jedną
z takowych dosłownie wpadam. Przymykam drzwi i kładę się na zimnej
posadzce, próbując uregulować oddech. Mam ochotę się przespać, ale nie
czuję się bezpieczna. W końcu jestem SAMA. Ze swojej własnej
zawziętości. Mówiłam przecież, że nie chcę być zbędnym balastem i
ruszyłam bez słowa w czeluści sektora, o którym nie mam zielonego
pojęcia. A teraz siedzę tutaj przerażona i nie wiem, co mam robic
dalej...
Sunę opuszkami palców po mojej nowej broni. Są to dwa sztylety o bardzo
ładnie graderowanej rękojeści. Podoba mi się blask, który od nich
emanuuje nawet w ciemności. Ból, który przyszedł wraz z ta bronią na
zawsze zostanie, ale teraz wiem, że nie po to tyle przeszłam, żeby tutaj
umierać. Wstaję do pozycji siedzącej, podsuwam kolana do brzucha a
sztylety mocno zaciskam w dłoniach. Wiem, że jestem tu teraz sama, chyba
bezpieczna, ale czuję się niepewnie. Zaczynam nucić; nucenie zamienia
się w cichy śpiew. Nie jestem pewna, kiedy zaczynam śpiewać najgłośniej
jak potrafię, ale dopiero wtedy zdaję sobie sprawę, jak bardzo to było
głupie. Zatykam usta dłońmi, prawie się duszę. Jestem przerażona, kiedy
słysze dźwięk tłuczonej szyby. Zaczynam prosić Boga, by to był ktoś z
sektora, ktoś, kto mi pomoże. Moje serce zaczyna bić tak głośno, że
jestem pewna jego dźwięku gdzieś na krańcach obszaru. Zaczynam się
trzęść. Wącha mnie śmierć.
Ktoś/Coś idzie. Moje szare komórki chowają się gdzieś na końcu mojego
mózgu a w głowie pozostaje mi tylko jedna myśl: noże. Chowam się w
ciemnościach celi tak, aby móc niepostrzeżenie zaatakować. Kroki są
ciężkie i nieostrożne. "Nikt z sektorów tak by się nie poruszał"-
wmawiam sobie. Szykuję się. Odliczam uderzenia serca do momentu, aż
widzę strzępek jego kształtu.
Atakuję go. Działam impulsywnie, nie zastanwiam się, czy noże w moich dłoniach leżą poprawnie, czy ja w ogóle zaciskam dłoń?
Jestem przygotowana na to, że zabiję stwora. Nie przewidziałam jednak,
że ta istota będzie ode mnie szybsza. Powalona czyjąś siłą upadam ciężko
na ziemię.
*****
Żyję? Moje mieśnie odmawiają wykonania polecenia, nie mogę otworzyć
oczu, ale ż y j ę . Oddycham, czuję ból, który sprawia mi podnoszenie
się i opadanie klatki piersiowej, ale jestem w stanie poczuć smak
powietrza. To obecnie jedyny rarytas, na który mnie stać... Zmuszam się
do otworzenia oczu.
-O, śpiąca królewna się obudziła. -słyszę czyjś drwiący głos.
I nagle czuję się jeszcze mniej pewna, niż przed zaatakowaniem żekomego stwora.
<Białasku? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz