- Dajcie całe swoje zapasy dla Hany, a ja zaraz zaprowadzę was do waszej "kwatery" - Wskazała na różowo włosą dziewczynkę.
Najwidoczniej Worickowi nie spodobał się ten pomysł i ignorując
dziewczynę ruszył przed siebie z pełnym plecakiem. Szarpnąłem za jego
torbę, jednocześnie prawie go rozrywając. Byłem wpieniony i nie
panowałem nad siłą. Patrząc beznamiętnym wzrokiem w stronę "przyjaciela"
(?) próbowałem się uspokoić. Worick ściągawszy plecak rzucił nim we
mnie i poszedł za Sylvanas. Oddałem delikatnie plecaki dziewczynce.
Chciałem opowiedzieć że on tak czasami ma, ale wolałem się już nie odzywać. Wiedziałem że jak zostaniemy sami będzie wojna.
Poszedłem wraz z Sylvanas i Worickiem. Kobieta zaprowadziła nas do
kwatery. Było tam dość miejsca na dwóch facetów. Nawet trzy osoby by się
zmieściły. Ciemno ale schludnie i co najważniejsze bezpieczniej niż w
innych sektorach. Worick był wpieniony chodź inni mogli tego nie
zauważyć, ja wiedziałem.. widziałem.
- Dzięk..uje.. - szepnąłem ochrypłym głosem do blondynki beznamiętnie.
Patrzyłem aż zamyka drzwi.
Zaczyna się.
Zanim zdążyłem spojrzeć na Woricka, uderzył mnie w brzuch, a później z
kolanka w twarz. Upadłem żeby zrobić mu tą satysfakcję że jest ode mnie
silniejszy, chodź z łatwością mogłem mu skręcić kark w niecałe pięć
sekund.
- Coś ty sobie ku*wa myślał !?! - warknął - Oddałeś im nasze ostatnie
zapasy które zbieraliśmy przez te lata ! Wiesz ile tam tego jest ?!
- Jedzenie, woda, apteczki, kasa.. - odparłem spokojnie siedząc na
ziemi. Był ode mnie wyższy o trzy, cztery centymetry, ale czułem się
teraz mniejszy od niego o jakiś metr.
- Wiem idioto ! - syknął wściekle.
Wstałem powoli, a on nie przestawał warczeć.
- Myślisz że nie słyszałem jak z nią gadałeś ? Miałeś się nie odzywać !
Taka była umowa ! - patrzył na mnie. Jeżeli w oczach miał by karabiny
był bym już martwy, może.. - Ten tatuaż .. - złapał mnie za bluzkę. - To
twoje wybawienie, a zarazem zguba, więc się z tym pogódź ! - odepchnął
mnie, uderzyłem lekko o ścianę.
- Nie tylko moja, ale i twoja klątwa. - szepnąłem prawie niesłyszalnym
głosem. Nie patrzyliśmy na siebie, nie rozmawialiśmy więcej. Staliśmy
tak z parę minut.. z piętnaście, może dwadzieścia. Słyszałem jak jego
oddech powoli się uspokaja. Kiedy całkowicie wiedziałem że jest już
spokojny ruszyłem z miejsca i powoli oddaliłem się w stronę drzwi. Po
drodze chwyciłem bluzę, która upadła mi kiedy Worick mnie uderzył.
Złapałem za klamkę i bezszelestnie wyszedłem. Szczerze, wiedziałem że
nasze... jego krzyki mogli usłyszeć inni, ale starałem się to
zignorować, tak jakby nic się nie stało.
Wszedłem do.. centrum ? Usiadłem pod ścianą niedaleko ogniska, założyłem
bluzę i nałożyłem kaptur na głowę. Teraz, pierwszy raz od paru miesięcy
mogę stracić czujność i zastanowić się w spokoju nad swoim życiem.
Plamy z przeszłości ciągną się za mną i będą ciągnąć prawdopodobnie do
końca życia.. Chyba że kiedyś dostanę atak, którego nie będę mógł
kontrolować, a Worick będzie nieprzytomny, ranny, słaby... Zbije go..
nawet nie będę myślał o powstrzymaniu się..
Gwałtownie otworzyłem oczy. Zrozumiałem że mam przyśpieszony oddech i
zaczynam się pocić.. Jasny gwint. Myślałem o zamordowaniu przyjaciela.. o
ukróceniu życia osoby, która jedyna może mi pomóc..
Muszę się uspokoić.
Worick może wykorzystać moje potknięcie... Spokój.. Muszę wyciszyć duszę, rozum i... nie... to już dawno nie funkcjonuje...
Nagle poczułem się obserwowany. Podniosłem głowę i beznamiętnym wzrokiem wpatrywałem się w osobnika.
<Ktoś/ coś ? Sektor A ?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz