Po chwili z kuchni dało się słyszeć dziwny odgłos, coś jak uderzenie i zduszony okrzyk. Zaniepokoiłam się nie na żarty. Pierwsze o czym pomyślałam, to włamywacz. Na wszelki wypadek wzięłam z półki nożyk do otwierania listów - nikła broń, ale zawsze coś. Trzęsąc się jak galareta podeszłam do skraju ściany, bojąc się widoku, jaki zastanę po wejściu do pomieszczenia. W momencie, w którym byłam już gotowa, by przekroczyć próg usłyszałam trzask rozbijanych szklanek.
- Kurwa. - zaklął ktoś. Ktoś kogo znam od urodzenia. Przewróciłam oczami i weszłam do kuchni. Oparłam się o blat szafki, patrząc jak moja mama obwiązuje sobie ranę po stłuczonym szkle. Uznacie to za brak szacunku ? Może gdybym miała normalną matkę. Ale w tym momencie przede mną stała Sara Wilson - wielokrotnie odznaczana policjantka, która czułaby się bardzo urażona w wypadku okazania jej współczucia lub pomocy w tak trywialnych sprawach. Od kiedy pamiętam uczyła mnie i mojego brata przysłowia ''Nie mój cyrk, nie moje małpy''. Nie mam pojęcia, jakim cudem zaszła tak daleko w policji z takim powiedzonkiem, ale cóż... ''Jestem odpowiedzialną oraz samowystarczalną kobietą i moje dzieci powinny być takie same'' powtarzała, kiedy zrobiliśmy coś, a potem musieliśmy sami naprawiać szkody.
- Chciałaś coś? - zapytała, przerywając moje przemyślenia.
- Co? A tak, Drake już czeka i mówiłam, że już jadę.
- Pozdrów go. - Uśmiechnęła się, po czym wróciła do sprzątania szkła.
- Nie ma sprawy - skwitowałam i pomknęłam do drzwi, po drodze chwytając torbę z rzeczami. Kiedy wyszłam przed dom w oczy od razu rzuciło mi się auto Drake'a.
- Cześć. Gotowy? - zapytałam wsiadając.
- Jasne siostra. - odpowiedział i odpalił silnik. Zapowiadał się wyśmienity weekend nad jeziorem.
- Błagam! Wypuść nas! - szlochałam, patrząc na otwierającego drzwi chłopaka. Kojarzyłam go ze szkoły, na imię miał Philip, a znany był z jego flirciarskiego usposobienia i wyglądu, który niemal każdą z dziewczyn przyprawiał o kisiel w majtkach. Ja byłam tą niemal każdą, ale on ubzdurał sobie, że jestem w nim zadurzona, lecz boję się przyznać. Prawda była taka, że raz uśmiechnęłam się do niego po pracę domową, a poza tym unikałam go jak ognia. Jakiś miesiąc temu doszły mnie plotki, że założył się z przyjaciółmi, że mnie uwiedzie. Po tygodniu biedak praktycznie się załamał od ilości koszów, jakie dostał ode mnie. A teraz stał przed łóżkiem patrząc, jak próbuję rozwiązać sznur na nogach i dłoniach. Dupek zakradł się nocą do naszego domku letniskowego i unieruchomił mnie. Nie wiem, co się działo z moim bratem w sąsiednim pokoju, ale spodziewam się, że jego też związał, bo nie odpowiadał na moje krzyki.
- Zamknij się! - wrzasnął. Zamachnął się ręką i po chwili poczułam na policzku piekący ślad. Łzy spływające po twarzy nie łagodziły bólu, wręcz przeciwnie.
- Jesteś skurwysynem Phil. - powiedziałam, powoli uspokajając nerwy, które były już na krańcu wytrzymałości.
- Wiem. - mruknął z uśmiechem godnym dopiero co wypuszczonego psychopaty. - Ale, ale... Idę do twojego braciszka, a później będziemy mieli cały czas dla siebie. Nigdzie się nie ruszaj, bo będziesz miała nieprzyjemności.
Wyszedł. Odetchnęłam głęboko próbując uspokoić galopujące myśli. Uznałam, że lepszego momentu na ucieczkę nie będzie, zważając na luźny węzeł na nogach, który ukrywałam przed wzrokiem chłopaka. Szybko go rozplątałam i przełożyłam spętane dłonie pod stopami. Przelotnie rozejrzałam się po pokoju w poszukiwaniu czegoś, czy mogłabym rozciąć więzy ,ale nic nie było. Z sąsiedniego pokoju dobiegł głośny jęk. Bałam się o Drake'a, ale wiedziałam, że sama mu nie pomogę. Postanowiłam spróbować pobiec do sąsiedniego domku. Wokół całego jeziora było ich siedem, a najbliższy był oddalony o około 700 metrów. Z takim postanowieniem ruszyłam do drzwi. Z całego serca błagałam, by nie zaskrzypiały, co też się stało. Cicho stawiając stopy skierowałam się do wyjścia, kiedy nagle usłyszałam kroki.
- Twoja siostrzyczka zachowuje się nadzwyczaj cicho, nieprawdaż? A może jednak jest dobrą dziewczynką? - zapytał Philip otwierając drzwi. Stanęłam przy wyjściu jak oniemiała. Zamurowało mnie ze strachu i nie wiedziałam co dalej robić. Dopiero kiedy wyłapałam nad ramieniem Phila spojrzenie Drake'a, coś we mnie pękło.
- Spierdalaj! - To było jedyne słowo, jakie zdążył wykrzyknąć zanim Phil zatrzasnął drzwi, ale zrobiło na mnie niesamowite wrażenie z powodu jego przerażonego wzroku oraz tego, że przeklął przy mnie po raz pierwszy. Spojrzałam zlękniona na naszego prześladowcę i wybiegłam na podwórko. Wokół domku był mały płotek, który przeskoczyłam w biegu. Nie wiedziałam, czy Phil goni mnie, ale byłam zbyt przestraszona, by się odwrócić. Nagle przypomniałam sobie szkolne biegi na czas. Było to takie nie na miejscu, że niemal zapomniałam dlaczego uciekam i nieco zwolniłam. Pożałowałam tego z chwilą, z którą poczułam, jak coś ostrego wbija mi się w łopatkę. Ból był nieporównywalny do niczego, co wcześniej doświadczyłam. Zaczęłam krzyczeć o pomoc, dziwiąc się, że nie robiłam tego wcześniej. Rzucony przez Phila nóż wbił się głęboko, więc wolałam go nie wyjmować, zresztą nie miałam na to czasu, bo chłopak już się zbliżał. Poruszał się szybciej ode mnie i wiedziałam, że mnie dopadnie. Chciałam chociaż zaalarmować sąsiadów, którzy mogliby przyjść z pomocą. Więc biegłam dalej. Czułam jakbym miała zaraz wypluć płuca, mimo to przyspieszyłam. Właśnie zobaczyłam drewniany domek. Uśmiech rozjaśnił moją zapłakaną twarz i odwróciłam się, by zobaczyć Phila. Psychol wciąż mnie gonił, ale kiedy zobaczyłam jego minę, zwątpiłam. Wydawał się bardzo pewny siebie. Nagle zahaczyłam o coś nogą. Drogie dzieci, (niema) Rade ma dla was radę: Nigdy nie zapominajcie, że jesteście w lesie i patrzcie na drogę, nieważne co by was goniło. Po tej krótkiej myśli upadłam, czując kilka razy więcej bólu niż wcześniej. Gdzieś w tle słyszałam też dźwięk tłuczonego szkła, które pękało pod naciskiem mojego ciała. Jedyne z czego się cieszyłam, to było to, że nie upadłam na nie przodem, bo z pewnością pożegnałabym się z buźką. Chociaż z drugiej strony patrząc, może bym wtedy umarła i nie musiała oglądać, jak Phil podchodzi z uśmiechem i klęka na moim brzuchu. Próbowałam się wyrwać, ale trzymał moje ręce z niespotykaną siłą.
- Przymknij się suko! - warknął i uderzył mnie w gardło. Poczułam się... dziwnie. Jakbym była pod wodą i nie mogła wypłynąć, by zaczerpnąć oddechu.
- Hej! Co ty tam robisz gówniarzu?! - To chyba był najpiękniejszy głos, jaki w życiu słyszałam. Spowodował, że Phil zerwał się z miejsca i uciekł. Byłam temu komuś wdzięczna.
- Kochanie zadzwoń na pogotowie i policję. - powiedziała spokojnie kobieta. Klęknęła przy mnie i odsłoniła oczy z twarzy. Mogłam teraz ujrzeć jej blond włosy i ciepłe brązowe oczy. - Skarbie nie odpływaj... Musisz poczekać.
Kobieta miała taki czuły głos, a mi tak bardzo chciało się spać.
- D-Drake... - wyszeptałam tak cicho, że niemal sama się nie słyszałam. Zanim wszystko stało się czarne, zdążyłam wyciągnąć rękę w stronę naszego domku i powtórzyć imię brata chrapliwym głosem.
Obudziłam się w dziwnym pomieszczeniu. Leżałam na twardym materacu, przykryta cienkim prześcieradłem. Przez pierwsze sekundy oślepiło mnie światło. Zamknęłam oczy, pragnąc by jasność ustała, ale jak na złość nie odeszła. Do nosa dostawał się nieprzyjemny zapach, jakbym była u dentysty. Powoli uchyliłam powieki i po chwili wzrok mi się wyostrzył. Znajdowałam się w szpitalu, w szpitalnym łóżku z jakimiś rurkami biegnącymi od nadgarstka do woreczków zawieszonych na metalowym wysięgniku. Byłam na tyle bezproblemowym dzieckiem, że w szpitalu byłam tylko kiedy się urodziłam. Jedynie z filmów kojarzyłam, że gdzieś musi być przycisk zawiadamiający pielęgniarkę. W momencie, w którym napięłam mięśnie, by wstać, moje ciało przeszył ogromny ból. Razem z nim wróciły wspomnienia. Cholerny dupek. Załatwię sukinsyna. Jeszcze raz sięgnęłam lewą ręką za oparcie łóżka i wcisnęłam guzik. Przez parę minut nic się nie działo. Obserwowałam zza szyby ludzi poruszających się po korytarzu. Niektórzy siedzieli na krzesełkach i czekali na coś, niektórzy rozmawiali z lekarzami. Po chwili tłumem zawładnęło poruszenie. Ktoś się przepychał i to bardzo agresywnie.
- Z drogi! - usłyszałam, mimo, iż szkło tłumiło większość dźwięków. Po chwili zobaczyłam dwa policyjne mundury kierujące się do mnie. Z radosnym uśmiechem obserwowałam zaaferowane twarze moich rodziców. Za nimi truchtała w lekarskim uniformie ta sama kobieta, która razem z mężem uratowała mi życie. Mnie i Drake'owi, który także szedł za kobietą. Po chwili moja mama szarpnęła drzwi do pokoju. Dobrze widziałam jej trzęsące się ręce.
- Rade słonko! - powiedziała płaczliwym tonem, rzucając się w moją stronę.
- Mamo! Tato! Drake! - pragnęłam krzyczeć, jednak żadne słowo nie wydostało się z moich ust. Przełknęłam i spróbowałam jeszcze raz z tym samym skutkiem. Znieruchomiałam z niemym pytaniem na ustach.
~ Ale jak to ? ~ pomyślałam.
- Działa. - powiedziała lekarka wskazując na powietrze nad moim prawym ramieniem. Spojrzałam w tamtą stronę i ujrzałam trzy słowa zawieszone w powietrzu. Miały lekko niebieskawy kolor i wyglądały, jakby były stworzone ze światła.
- Tak mi przykro Rade. - wyszeptał Drake patrząc się w stopy. Patrzyłam się po wszystkich, nie rozumiałam tego co mówili. Czemu im przykro i dlaczego moje myśli pojawiają się w powietrzu.
- Philip uszkodził ci krtań, co spowodowało utratę głosu. Pozwoliliśmy sobie wypróbować nową innowacyjną metodę pozwalającą na hmm... projekcję myśli. Po prostu myślisz co chcesz powiedzieć i to powinno ukazać się powietrzu. - wytłumaczyła Anna, jak pisało na plakietce lekarki.
~ Gdzie jest Philip? ~ powiedziałam do siebie w myślach. Tak jak się spodziewałam, pytanie się pokazało, ale tym razem po mojej lewej stronie. Wygląda całkiem efektywnie. Powietrze w tym miejscu wpierw gęstnieje i lekko emanuje światłem, a potem kształtują się litery. Trwało to może z dwie sekundy, ale wyłapałam wszystkie detale. Wyciągnęłam rękę, by dotknąć wyrazów, ale moja dłoń przeniknęła przez nie, rozwiewając je niczym dym.
- W areszcie tymczasowym. Czeka na rozprawę. - odpowiedział mój ojciec.
~ Czy mogę się z nim zobaczyć? ~ Bardzo chciałam się z nim spotkać. Miałam pewien plan, by się zemścić i wolałam mieć ułatwiony dostęp do niego.
- Dlaczego? - zapytał Drake. Jego mina wyrażała zagubienie.
~ Chcę wiedzieć, dlaczego to zrobił. ~
- Możemy zorganizować spotkanie jutro o 15 przed rozprawą. - zgodził się tata. Dobrze znał mój upór i wiedział, że nie ma co polemizować.
- Adam! - warknęła jego żona. Po chwili westchnęła. - Dobra, dobra, niech ci będzie.
Posłałam jej szczery uśmiech i wszyscy się przytuliliśmy. Przez całą noc nie mogłam spać z powodu podekscytowania. Myślałam nad tym co powiem Philowi, czy raczej co mu wypiszę. Wciąż byłam zafascynowana tymi projekcjami. Zapadłam w sen dopiero nad ranem i obudziłam się na obiad, na godzinę przed spotkaniem. Musiałam ukrywać swoje zadowolenie, bo od razu wiedzieliby, że jest coś nie tak.
- Tylko pamiętaj. Jeśli coś się stanie, wkraczamy. - ostrzegł mnie tata przed samymi drzwiami do pokoju przesłuchań. Kiwnęłam głową na znak, że rozumiem i wkroczyłam do pomieszczenia. Przez chwilę na twarzy Phila widziałam strach, ale szybko zastąpił go pewnym siebie uśmiechem rozpierając się na krześle.
- Witaj skarbie. - powiedział kuszącym głosem. - Dokończymy?
~ Bardzo chętnie. ~ Uśmiechnęłam się. Byłam tyłem do lustra weneckiego, więc nie musiałam już ukrywać emocji. Widziałam jego zdziwienie, kiedy w jednej chwili znalazłam się koło niego. Ba, sama byłam zdziwiona. Ale w tamtym momencie liczyło się tylko jego gardło. Specjalnie na tą okazję spiłowałam paznokcie w szpice, którymi teraz chwyciłam jego szyję i szybko pociągnęłam zdzierając skórę i kawałek mięsa. Nie zdążył kwiknąć, a już po raz kolejny zanurzyłam paznokcie w jego gardle. Chętnie zostawiłabym go przy życiu, by cierpiał tak, jak ja, ale uświadomiłam sobie, że ja wcale nie cierpię. Na moją twarz wpłynął szeroki uśmiech. Byłam bardzo zadowolona, zawłaszcza kiedy odkryłam u siebie nową moc - superszybkość. Mogłam rwać jego gardło, wyszarpnąć jego krtań i złamać kark w nie więcej, niż dziesiątą część sekundy, a on w zwolnionym dla mnie tempie uświadamiał sobie, co się dzieje. Na koniec kucnęłam przy nim i na policzku wydrapałam mu słowo ''dziękuję''. Po tym wszystkim wróciłam na swoje krzesełko. Niemal czułam napięcie i niedowierzanie policjantów, w tym moich rodziców, którzy wpadli do pokoju.
~ Sprawiedliwości stało się zadość. ~ Te cztery słowa były moimi ostatnimi tego dnia. Nawet nie trudzili się z rozprawą i od razu wsadzili mnie do więzienia za morderstwo ze szczególnym okrucieństwem.
Z zewnątrz dobiegł jęk samotnego zombie. Przed chwilą mnie obudził i poszłam zobaczyć co się dzieje. Kiedy zobaczyłam, że wokół nie ma jego kolegów, dałam sobie spokój z nim. Teraz jadłam kanapkę z czerstwego chleba i popijałam napojem gazowanym. Posiłek wprawdzie nie królewski, ale jak na te warunki wystarczający, by przeżyć. Aktualnie znajdowałam w izolatce. Zatrzymałam się tu ze względu na zmęczenie, jakie odczuwałam po dniu spędzonym na szukaniu zapasów. Niestety okazało się, że sektor B jest już w znacznej mierze przetrzebiony, a tam, gdzie mogły być jakieś rzeczy, znajdowało się mnóstwo tych szwendaczy i innego badziewia. Zerknęłam do małej torby. Zostały w niej parę kromek chleba i puszka coli. Miałam jeszcze trochę jedzenia i wody w domu... Tfu miałam na myśli w mojej celi. Cholera, znowu myślałam o celi, jak o domu, pomyślałam. W każdym razie, woda musiała zostać dla roślin, a to jej mi najbardziej brakowało. Kiedyś ''pożyczyłam'' parę butelek wody od jakiejś większej grupy w moim sektorze, ale o mały włos by mnie złapali. Spakowałam koc do torby i wspięłam się do kanału wentylacyjnego. Szczerze mówiąc lepiej znałam się na rozkładzie szybów, niż korytarzy. Niestety to korytarze prowadziły do większości miejsc. Szłam dalej na czworaka z myślą, że zaraz będę musiała wyjść z bezpiecznej wentylacji. No, może nie tak bezpiecznej, bo ostatnio natknęłam się na pajęczynę z dwoma mieszkańcami. Właśnie dotarłam do wyjścia na korytarz. Najpierw sprawdziłam, czy nie ma w pobliżu nieproszonych gości, a potem wyskoczyłam przez kratkę. W oddali malowała się biała litera A, oznaczająca mój sektor. Korytarz był prosty, więc pobiegłam do końca z prędkością światła. Jakie to wygodne, podczas gdy inni widzą cię, jak przeskakujesz między miejscami, ty widzisz w zwolnionym tempie i masz gdzieś innych. Takim tempem dotarłam do rozwidlenia - na prawo była moja cela, na lewo prawdopodobnie nadal lokowała się grupa niezakażonych ludzi. Postanowiłam losować.
~ Gdzie. ~ pomyślałam. Wyraz wyświetlił się po lewej stronie. No cóż, muszę być ostrożna. Za pierwszym zakrętem było wejście do szybu, z którego skorzystałam. Prowadziło ono prosto do łazienek. Dotarcie tam zajęło mi dziesięć minut. Miałam to szczęście i nikt się mył. Cicho otworzyłam klapę i zeszłam na ziemię po metalowej rurce. Stanęłam pod drzwiami nasłuchując. Nikt tam nie chodził. Może się wynieśli, pomyślałam. Po chwili ktoś krzyknął niedaleko od miejsca, w którym stałam. Na wszelki wypadek odsunęłam się, ale odgłosy rozmowy ucichły, albo się oddaliły. Postanowiłam się ruszyć, jak mnie zobaczą, będę musiała spierdalać, ale myślę, że nie powinno być tak źle. Ostrożnie otworzyłam drzwi i pobiegłam do przodu. Dobrze wiedziałam, gdzie ukrywają zapasy. Odpowiada za nie dziewczyna młodsza ode mnie o rok. Odgłosy rozmów były coraz głośniejsze, ale byłam pewna, że większość osób siedzi przy ognisku. Po chwili minęłam ich i doszłam do spiżarni. Była to zwykła cela z regałem pod ścianą, na którym ustawione były zapasy. Cholera, ile oni tego mają. Pewna jestem, że poradzą sobie bez... O chociażby tego plecaka. Zarzuciłam go na ramię i wyszłam z pomieszczenia. Przetruchtałam kawałek, zatrzymując się przy otwartym wejściu do pomieszczenia z ogniskiem. Naszedł mnie bardzo głupi pomysł, ale co tam, żyje się tylko raz. Ostatni raz rozejrzałam się, czy wszyscy są zajęci rozmową ze sobą i ruszyłam normalnym krokiem przez pokój. Zachowywałam się tak cicho, że nawet nie zwrócili uwagi na mnie. Dopiero przy drzwiach zastałam jakiegoś kolesia. Spojrzałam na niego. Chyba śpi, pomyślałam. W tym samym momencie otworzył oczy i spojrzał na mnie. Kurwa, kurwa, kurwa, zachciało mi się gapić na facetów, pomyślałam. Wymusiłam uśmiech na twarz i kiwnęłam mu głową, niby na powitanie. Odpowiedział tym samym. Widocznie musiał być nowy. I załatwione dopóki myśli, że jestem jedną z nich. Ruszyłam dalej, byłam już metr przed drzwiami, gdy ten yyyhhhh... Nie mogę, no.
- Po co ci mój plecak? - zapytał. Jak na zawołanie, wszyscy ci, którzy siedzieli przy ogniu odwrócili się w naszą stronę. Zacisnęłam tylko zęby i otworzyłam drzwi, biegnąc ile sił w nogach. W pewnym momencie poczułam, jak zwalniam. No tak, przecież nie jestem zbyt silna, by biec cały czas. Bo chodziło o siłę. Gdybym była, jak ten osiłek, któremu kiwnęłam głową, to mogłabym biec cały czas. Ruszyłam szybkim marszem. W oddali usłyszałam krzyki. Chcą sobie tu zwalić całą hordę tych ożywieńców, czy jak? To już ich problem. W myślach próbowałam odtworzyć drogę, kiedy ostatnio tędy szłam. To będzie teraz w lewo i na rozstaju prawo. Idealnie odładował mi się bieg i ruszyłam pełną prędkością. Kiedy minęłam rozstaj, słyszałam ich już bardzo blisko. Kłopot w tym, że dopiero za kilkaset metrów jest właz do szybu. A ja znowu się zmęczyłam. Wybiegłam za ostatni zakręt i to co zobaczyłam wmurowało mnie w ziemię. No normalnie postawiona była krata. Na całej szerokości korytarza była postawiona krata z sąsiedniej celi, a za nią piętrzyła się góra nieżywych szwendaczy.
W co ja się wpakowałam, pomyślałam. Podeszłam bliżej do blokady. Nie sądzę bym mogła ją ruszyć.
- Poddaj się! Nie próbuj żadnych sztuczek! - warknęła kobieta. To była ich przywódczyni Sylvanas. Tylko jej imię udało mi się usłyszeć podczas poprzedniej eskapady. Miała blond włosy i była wysoka. Zresztą wszyscy, którzy tu przybiegli byli wyżsi ode mnie. Do tego ona celowała we mnie z łuku. Nie to żeby zdążyła mnie trafić, ale robiło to wrażenie. Z lewej strony zauważyłam tego osiłka. Stał z wyciągniętą w moim kierunku kataną. Po chwili powiedział:
<Nico? Hyhyhy :3>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz