sobota, 18 lipca 2015

Od Dayki C.D Shury

Nie wierze jej w to że nie zabiła kotełka. Jak na mnie się rzucił to pewnie i na nią.Tam... tak pięknie pachniało śmiercią. Z pewności jest tam dużo zabawek. Czemu zabroniła mi się nimi bawić? Przecież... prędzej czy później i tak umrę. Ruszyliśmy w dalszą drogę, znów byłem trochę w tyle. Popatrzyłem za siebie, tak bardzo kusiło mnie by tam pójść i pobawić się. Choćby na chwilę... No trudno, nie chce zginąć z ręki człowieka, lubię zabijać, niekoniecznie być zabijanym. Cały czas podążałem za nimi cały czas patrząc w podłogę gdy nagle poczułem znajomy odór szybko ruszyłem do przodu na świnie, Zabiłem je szybko rozkoszując się każdym dźgnięciem ostrza w ich martwe ciała. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech, gdy zauważyłem ze idzie ich więcej poszerzył się do granic możliwości. Chce się pobawić nimi jak najdłużej, szkoda że one też próbują mnie zabić. Gdy by tak nie było byłoby tyle zabawy co z ludźmi. Wziąłem jedną głowę do ręki i trzymałem za skórę a moje palce powędrowały do oczu poczwary krew zaczęła ściekać mi po dłoni. Rzuciłem główką w ścianę. Patrzyłem jeszcze przez chwilę jak wylewa się z niej krew... Ekscytujące... widząc ze mnie wyprzedzili zacząłem ponownie za nimi podążać. Idąc tak za nimi i wgapiając się w podłogę zauważyłem małą w niej szczelinę. przybliżyłem do niej twarz próbując coś przez nią zobaczyć... i zobaczyłem... Nawet nie wiedziałem że takie coś istnieje. Nie wiem co to i nie wiem też jak to opisać... ale, jedno jest pewne ze to też chce nas zabić... Szybko ich dogoniłem. Obserwowałem ich. Może by wypadało jakoś pokazać Carl'owi że jednak jestem przewrażliwiony na tym punkcie i jakoś go przeprosić za moje milczenie... Chociaż...? Lepszym rozwiązaniem jest udawanie że nic się nie stało. Jakoś zawsze wychodzi. Po każdym ataku agresji zawsze mówię że to nie ja. I jakoś jest. Tyle że on jest dla mnie miły... Co dla mnie jest bardzo dziwne. Nikt aż tak bardzo nie był dla mnie miły. Może opiekunka, ale ona zalicza się już do martwych. A nazywać ich rodziną nie będę. Nigdy rodziny nie miałem i rodziny mieć nie będę...Chyba... No nie ważne. Podszedłem bliżej dziewczyny a moje usta były blisko jej ucha
- wiem że go zabiłaś - powiedziałem cicho ochrypłym głosem i trochę podbiegłem do przodu zabijając przy tym świnkę. Popatrzyłem na jej twarz, nic się nie wypowiadała na ten temat. Więc najprawdopodobniej moje przypuszczenia były słuszne. Powoli wyrzuty sumienia odchodziły ode mnie. Cieszyło mnie to bo bez przeszkód mogłem bawić się świnkami. Zauważyłem jakieś drzwi, najwidoczniej nie tylko ja... ale trudno. Warto by było to sprawdzić. Ale zostawiam to im. Ja nie mam ochoty grzebać w jakiś rupieciach, co innego spać na nich. Jeżeli są one wygodne. Weszli do pomieszczenia jako pierwsi a ja zaraz za nimi i rozglądałem się po ścianach. No nic ciekawego... ściany jak ściany. Coś tam chyba znaleźli bo pakowali do torby. Widząc że za niedługo wyjdą wyszedłem i rozejrzałem się czy coś nie przyszło. Niestety. Nic takiego nie zauważyłem. dalej korytarz był ciemny a tylko niektóre mrugały. No nic. Idziemy dalej. Nic się takiego nie działo, i nie jestem pewny czy mam się cieszyć czy smucić. Jeżeli to tylko cisza przed burzą? Może się później zrobić nieprzyjemnie. Idąc cały czas za nimi,zaczynałem się nudzić. Nic ciekawego. Wyciągnąłem maczetę na wyciągniecie ręki i walnąłem nią w lampę nade mną gdy zrobiłem kolejny krok do przodu czułem silny podmuch powietrza i usłyszałem trzask... spadła. Stałem jak wryty odwróciłem się za siebie patrząc na rozwalaną lampę... Chyba moi towarzysze też to słyszeli. Popatrzyłem na swoją nogę, na łydce miałem lekkie muśnięcie. Gorzej bywało. Za czołem iść dalej. Lecz tym razem szybciej. Mam nadzieje ze nic więcej tego nie usłyszało. Bo wspomniana burza może szybko przybyć i porazić nas tym swoim piorunem. Usłyszałem coś za sobą i obróciłem się. Chyba ta burza przyszła.

Shura? Carl?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz