Uśmiechnąłem się pod nosem. Brak sztućców nie był problemem. W końcu co
to dla mnie. Wyciągnąłem w stronę braciszka rękę. Niebawem w dłoni
pojawił mi się widelec, a nawet dwa. Uśmiechnąłem się do niego.
- Proszę... - Dayki złapał za jeden przedmiot. Chyba jeszcze nie
powiedziałem o swojej mocy, ale... raczej to im nie przeszkadza.
Zabrałem się za jedzenie wcześniej mówiąc "smacznego". To było miłe z
strony Shury. Sama z siebie postanowiła zrobić nam coś ciepłego do
jedzenia. Po chwili widelczykowania, stwierdziłem, że więcej nie chce...
Nie byłem specjalnie głodny. Na "talerzu" zostało więcej jak połowa
tego co przyrządziła siostrzyczka. Zacząłem się przyglądać temu co robi,
sprzątała? Następnie spojrzałem na chłopaka. Nie udało mi się, raczej
straciłem jego zaufanie. Zrobiło mi się głupio, nie myślałem, że weźmie
to do siebie. Pewnie poczuł się... urażony? Nie miałem tego na celu, ale
chyba go troszku zdenerwowałem, a możliwe, że nawet skrzywdziłem.
Odstawiłem talerz z jedzeniem i przysunąłem się do Dayki'ego. Odwrócił
się w moją stronę. - Prze~przepraszam... - cichutko wydukałem. Spojrzał
na mnie pytająco, pewnie nie usłyszał, albo nie chciał usłyszeć.
"Rzuciłem się" na niego przytulając do siebie. - Nie chciałem
braciszku... Jest mi przykro... Przepraszam. - Zraniłem go, czyli teraz
muszę coś ze sobą zrobić? Obiecałem przecież, że jeżeli ktoś coś zrobi
Dayki'emu... Puściłem chłopaka i odsunąłem się. Zauważyłem, że Shura
patrzy na nas czy jemy, czy nie. Nie była zbytnio zadowolona, że już od
dłuższego czasu nie jem tego co zrobiła. Westchnąłem i znów zabrałem się
do jedzenia. Prawdopodobnie będzie na mnie "tak" patrzeć dopóty, dopóki
nie zjem wszystkiego. Nie byłoby fajnie gdyby się zmarnowało... Tym
bardziej, że musiała się nieźle natrudzić by to zrobić. Podrapałem się
po głowie i niebawem skończyłem posiłek. Podziękowałem i pochwaliłem
siostrzyczkę. Teraz do dopiero mógłbym iść spać! No nic, bywa i tak.
Trzeba się przyzwyczaić. Czyli co? Teraz możemy iść? Chociaż nie,
braciszek nie zjadł swojej porcji. Podniosłem się z miejsca. Pójdę
trochę się rozejrzeć i zaraz wrócę. Tak, tak. To dobry pomysł. Po chwili
ruszyłem w stronę drzwi. Jak zawsze, powoli i ostrożnie pociągnąłem
klamkę w dół. Ciekawe czy dałoby się uniknąć walki z nimi. To już jest
naprawdę nudne i zaczyna męczyć. Wyszedłem z pomieszczenia, pierwsze co
zrobiłem to poprawiłem zabawkę i rozejrzałem się. Mam nadzieję, że się
nie zgubię. Nie za często wychodziłem poza swój sektor. Uśmiechnąłem się
pod nosem i zrobiłem kilka kroków do przodu. Usłyszałem, że coś ruszyło
się z miejsca. Na dodatek to coś wydawało takie odgłosy jak zwykły
szwendacz. Było ich chyba więcej jak jeden - dwa lub trzy. Nie za dużo,
ale też i nie za mało. Wyciągnąłem uchigatanę i pobiegłem w ich stronę.
Trochę oczyszczę drogę zanim wyruszymy wszyscy. Wydaję mi się, że
będziemy musieli się gdzieś za niedługo zatrzymać na dłużej czy coś.
Pozbyłem się towarzystwa poprzez odcięcia im głowy. Nie potrafiłem
znaleźć w tym nic zabawnego lub czegoś co by mnie zadowoliło.
Braciszkowi się to podoba, bo może masakrować, no nie? Może spotkamy
kogoś jeszcze. Kto to mógłby być? Kolejny braciszek, czy może następna
siostrzyczka? Byleby ta osoba nie miała takich humorków. Idąc nieco
dalej, nic ciekawego nie znalazłem. Cóż to? Coś podobnego do
skrzyżowania? Chyba powinienem wracać... Tak będzie najlepiej. Dziwne,
że pozwolili mi wyjść, ale... Nie, ciekawe czy ludzi z zewnątrz spotkało
to samo. Jeśli tak, czy każdy umarlak powstaje ze zmarłych czy coś
takiego? Powinienem podziękować swoim ofiarom, że dali się zabić. To
dzięki nim tu teraz jestem, chociaż jeśli wyszyłby wcześniejsze
kradzieże... Siedziałbym tu dłużej. Odetchnąłem głęboko i dotarł do mnie
mocny zapach truchła. Spojrzałem na siebie. Byłem cały uwalony tym
czymś. To niemożliwe by stało się to podczas walk. W końcu nie zbliżam
się do nich na tyle... Nawet gdyby tak, to w końcu nie powinienem być
tak tym ubrudzony. Ciekawe czy zapach ma wpływ na zachowanie zombie.
Kiedy wróciłem do towarzyszy, dokładnie ich obejrzałem. Podszedłem do
Dayki'ego i pociągnąłem jego rączkę.
- Strasznie żeś brudny przez te stwory... Siostrzyczko, prawda?
Zobacz... - Wyciągnąłem jego rękę do Shury. Spojrzałem na jego ubrania,
też był ubrudzony. Aha! Czyli to jego wina. - Za bardzo skupiłeś się na
zabijaniu i po prostu się ubrudziłeś. Prawie bym zapomniał. Kilka minut
drogi stąd, jest skrzyżowanie. Myślę, że każda droga w jakiś sposób
prowadzi do innych sektorów. Nigdzie nie zobaczyłem planu korytarzy...
Chodźmy dalej.
Shura? Dayki?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz