czwartek, 16 lipca 2015

Od Taigi C.D Nagito

Zmieszana, zaskoczona, zdziwiona, nierozumiejąca. Te wszystkie określania idealnie do mnie pasowały w tej chwili. On, chory? To do siebie nie pasuje, jeszcze przed chwilą z entuzjazmem przenosił ciała umarlaków, a teraz jest chory. Oczywiście moja pierwsza myśl była taka, że został pogryziony przez zombie, jednak nie mogłam sobie nawet przypomnieć, kiedy by takie coś miało nastąpić. Jednak mógł do nas przyjść już zakażony nic nikomu nie mówiąc. Ucieszyłam się, kiedy Hana stwierdziła, że nie jest to spowodowane ingerencją wirusa. Wręcz odetchnęłam z ulgą.
- Umrę? – Usłyszałam jego ciche pytanie, mój wzrok był skierowany na jego osobę - Bo wiesz siostrzyczko, mi byłoby smutno gdybyś umarła – Słysząc to poczułam dziwne ukłucie gdzieś w żołądku, jeszcze nigdy nie usłyszałam, że komuś byłoby przykro z tego powodu. Przez ostatnie lata, myślałam, że żyje jedynie dla siebie, że nikogo nie obchodzę, że nikt o mnie nie myśli.
- Nie umrzesz – powiedziałam szybko pewnym głosem, starałam się, aby nie odczytał moich emocji, jednak to było trudne. – Nie pozwolę Ci słyszysz?! Nie pozwolę Ci umrzeć, wyjdziemy stąd, znajdziemy wyjście, w końcu… Jesteś moim braciszkiem – Moje oczy zrobiły się szklane, a na jego twarzy pojawił się jedynie lekki uśmiech. Do pomieszczenia ponownie weszła Hana. Podała mu jakieś leki, dokładnie nie wiem, co to było, jednak domyślałam się, że coś na zbicie gorączki. Oczywiście powiedziałam jej, że nic go nie ugryzło. Siedziała przy nim dłuższą chwilę, a może tylko mi się tak wydawało. W końcu wstała i podeszła do mnie
- Możesz przy nim być? Gdyby coś się działo dałabyś znać – powiedziała cicho drobna dziewczyna, na oko była młodsza o rok, może dwa, ale pozory mogą mylić, równie dobrze mogłam rozmawiać ze swoją rówieśniczką, albo z kimś starszym
- Dobrze – Mój wzrok ponownie padł na chłopaka, który leżał z okładem na czole. Widać było, że cierpi, a ja nie mogłam dla niego nic zrobić. Ta bezradność mnie dobijała, pomimo iż chciałam to nie mogłam, bo też jak. Patrzyłam na niego i pomimo, że dziewczyna dalej do mnie gadała to jej nie słuchałam, jej słowa po prostu do mnie nie docierały, gdy wyszła podeszłam do swojego łóżka. Wzięłam spod poduszki, misia, którego białowłosy zszywał jeszcze jakiś czas temu. Usiadłam obok niego, delikatnie przejechałam kciukiem po jego policzku, najwidoczniej po tych wszystkich lekach usnął. Ułożyłam małego kotka, na jego brzuchu, pod ręką. Sama położyłam się obok niego, zwijając w mały kłębek – Mam rodzinę - wyszeptałam sama do siebie dwa krótkie słowa, które dla mnie były czymś wyjątkowym, czymś, o czym marzyłam od kilku lat. Leżałam obok niego rozmyślając o wszystkim. Może czasem zachowuje się jak psychopata, a jego uśmiech niekiedy przeraża, jednak lubię go. Nawet, jeśli w każdej chwili mógłby wyciągnąć nóż i rozpruć mnie niczym mojego pluszaka to i tak go lubię. Przymknęłam oczy, po czym sama usnęłam na chwilę. Obudziły mnie czyjeś kroki, momentalnie zerwałam się na równe nogi z mieczami w rękach wpatrując się w wejście. Pojawiła się w nich zdumiona Sylv
- Przepraszam – mruknęłam jedynie – Myślałam… - zaczęłam, jednak ta z życzliwym uśmiechem mi przerwała
- Każdy by tak pomyślał, pomyślałam, że jesteś głodna, zostanę Ty idź coś zjeść – powiedziała miło. Uśmiechnęłam się i skinęłam głową idąc do innego pomieszczenia. Prawdę mówiąc dawno nie miałam niczego w ustach, więc nawet coś, co wydawało mi się nie zbyt apetyczne, teraz było całkiem miłe dla podniebienia. Pomyślałam o Nagito, w sumie nie powinien jeść nic zimnego, przy gorączce nie jest to wskazane. Wyszukałam z szafki coś, co miało przypominać rosół. Rozpaliłam małe palenisko i zaczęłam to podgrzewać, po czym przelałam to do miseczki, próbując wcześniej. Była nawet okej, ale dalej nie był to ten prawdziwy rosół, który stawiał każdego na nogi. Z małą miseczką oraz łyżeczką ruszyłam z powrotem do pokoju gdzie leżał mój braciszek. Blond kobieta spojrzała na mnie jedynie na początku nie bardzo mnie rozumiejąc, po czym z lekkim uśmiechem zaczęła się oddalać. Chłopak już nie spał, leżał przyglądając się małemu, czarnemu kotowi, który był odnowiony. Usiadłam naprzeciwko niego i wyciągnęłam ręce z gorącą miską
- Co to? – Zapytał przechylając lekko głowę
- Znalazłam rosół – powiedziałam dumnie – Dalej bierz, bo jest gorący – mruknęłam ciągle trzymając miseczkę, która robiła się coraz bardziej gorąca parząc mnie w łapki.
- Nie jestem głodny – odpowiedział, patrząc to na mnie to na zupę
- Ale ja nie będę z Tobą dyskutować – odparłam z groźnym spojrzeniem – Specjalnie odnalazłam puszkę z rosołem, a powinieneś zjeść coś ciepłego, to Ci pomoże, tak się zawsze robiło jak ktoś chorował, więc proszę Cię jedz – mój głos był poważny, tak samo jak wyraz mojej twarzy
- Ale ja naprawdę nie chce – mruknął, a raczej jęknął. Czułam się, jakbym była z małym dzieckiem, któremu na siłę próbują dać do zjedzenia brokuły, czy też inne warzywo znienawidzone przez większość tych małych ludzi. Spojrzałam na zawartość miski, po czym westchnęłam. Sama wzięłam łyżeczkę w rękę i zbliżyłam się do niego
- Otwieramy buzię – Metalowa łyżeczka znalazła się tuż przy jego ustach, skoro już coś mu przyniosłam to zje to, chociaż bym mu musiała wlać to siłą do gardła.

(Nagito?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz