Zmieszana, zaskoczona, zdziwiona, nierozumiejąca. Te wszystkie
określania idealnie do mnie pasowały w tej chwili. On, chory? To do
siebie nie pasuje, jeszcze przed chwilą z entuzjazmem przenosił ciała
umarlaków, a teraz jest chory. Oczywiście moja pierwsza myśl była taka,
że został pogryziony przez zombie, jednak nie mogłam sobie nawet
przypomnieć, kiedy by takie coś miało nastąpić. Jednak mógł do nas
przyjść już zakażony nic nikomu nie mówiąc. Ucieszyłam się, kiedy Hana
stwierdziła, że nie jest to spowodowane ingerencją wirusa. Wręcz
odetchnęłam z ulgą.
- Umrę? – Usłyszałam jego ciche pytanie, mój wzrok był skierowany na
jego osobę - Bo wiesz siostrzyczko, mi byłoby smutno gdybyś umarła –
Słysząc to poczułam dziwne ukłucie gdzieś w żołądku, jeszcze nigdy nie
usłyszałam, że komuś byłoby przykro z tego powodu. Przez ostatnie lata,
myślałam, że żyje jedynie dla siebie, że nikogo nie obchodzę, że nikt o
mnie nie myśli.
- Nie umrzesz – powiedziałam szybko pewnym głosem, starałam się, aby nie
odczytał moich emocji, jednak to było trudne. – Nie pozwolę Ci
słyszysz?! Nie pozwolę Ci umrzeć, wyjdziemy stąd, znajdziemy wyjście, w
końcu… Jesteś moim braciszkiem – Moje oczy zrobiły się szklane, a na
jego twarzy pojawił się jedynie lekki uśmiech. Do pomieszczenia ponownie
weszła Hana. Podała mu jakieś leki, dokładnie nie wiem, co to było,
jednak domyślałam się, że coś na zbicie gorączki. Oczywiście
powiedziałam jej, że nic go nie ugryzło. Siedziała przy nim dłuższą
chwilę, a może tylko mi się tak wydawało. W końcu wstała i podeszła do
mnie
- Możesz przy nim być? Gdyby coś się działo dałabyś znać – powiedziała
cicho drobna dziewczyna, na oko była młodsza o rok, może dwa, ale pozory
mogą mylić, równie dobrze mogłam rozmawiać ze swoją rówieśniczką, albo z
kimś starszym
- Dobrze – Mój wzrok ponownie padł na chłopaka, który leżał z okładem na
czole. Widać było, że cierpi, a ja nie mogłam dla niego nic zrobić. Ta
bezradność mnie dobijała, pomimo iż chciałam to nie mogłam, bo też jak.
Patrzyłam na niego i pomimo, że dziewczyna dalej do mnie gadała to jej
nie słuchałam, jej słowa po prostu do mnie nie docierały, gdy wyszła
podeszłam do swojego łóżka. Wzięłam spod poduszki, misia, którego
białowłosy zszywał jeszcze jakiś czas temu. Usiadłam obok niego,
delikatnie przejechałam kciukiem po jego policzku, najwidoczniej po tych
wszystkich lekach usnął. Ułożyłam małego kotka, na jego brzuchu, pod
ręką. Sama położyłam się obok niego, zwijając w mały kłębek – Mam
rodzinę - wyszeptałam sama do siebie dwa krótkie słowa, które dla mnie
były czymś wyjątkowym, czymś, o czym marzyłam od kilku lat. Leżałam obok
niego rozmyślając o wszystkim. Może czasem zachowuje się jak
psychopata, a jego uśmiech niekiedy przeraża, jednak lubię go. Nawet,
jeśli w każdej chwili mógłby wyciągnąć nóż i rozpruć mnie niczym mojego
pluszaka to i tak go lubię. Przymknęłam oczy, po czym sama usnęłam na
chwilę. Obudziły mnie czyjeś kroki, momentalnie zerwałam się na równe
nogi z mieczami w rękach wpatrując się w wejście. Pojawiła się w nich
zdumiona Sylv
- Przepraszam – mruknęłam jedynie – Myślałam… - zaczęłam, jednak ta z życzliwym uśmiechem mi przerwała
- Każdy by tak pomyślał, pomyślałam, że jesteś głodna, zostanę Ty idź
coś zjeść – powiedziała miło. Uśmiechnęłam się i skinęłam głową idąc do
innego pomieszczenia. Prawdę mówiąc dawno nie miałam niczego w ustach,
więc nawet coś, co wydawało mi się nie zbyt apetyczne, teraz było
całkiem miłe dla podniebienia. Pomyślałam o Nagito, w sumie nie powinien
jeść nic zimnego, przy gorączce nie jest to wskazane. Wyszukałam z
szafki coś, co miało przypominać rosół. Rozpaliłam małe palenisko i
zaczęłam to podgrzewać, po czym przelałam to do miseczki, próbując
wcześniej. Była nawet okej, ale dalej nie był to ten prawdziwy rosół,
który stawiał każdego na nogi. Z małą miseczką oraz łyżeczką ruszyłam z
powrotem do pokoju gdzie leżał mój braciszek. Blond kobieta spojrzała na
mnie jedynie na początku nie bardzo mnie rozumiejąc, po czym z lekkim
uśmiechem zaczęła się oddalać. Chłopak już nie spał, leżał przyglądając
się małemu, czarnemu kotowi, który był odnowiony. Usiadłam naprzeciwko
niego i wyciągnęłam ręce z gorącą miską
- Co to? – Zapytał przechylając lekko głowę
- Znalazłam rosół – powiedziałam dumnie – Dalej bierz, bo jest gorący –
mruknęłam ciągle trzymając miseczkę, która robiła się coraz bardziej
gorąca parząc mnie w łapki.
- Nie jestem głodny – odpowiedział, patrząc to na mnie to na zupę
- Ale ja nie będę z Tobą dyskutować – odparłam z groźnym spojrzeniem –
Specjalnie odnalazłam puszkę z rosołem, a powinieneś zjeść coś ciepłego,
to Ci pomoże, tak się zawsze robiło jak ktoś chorował, więc proszę Cię
jedz – mój głos był poważny, tak samo jak wyraz mojej twarzy
- Ale ja naprawdę nie chce – mruknął, a raczej jęknął. Czułam się,
jakbym była z małym dzieckiem, któremu na siłę próbują dać do zjedzenia
brokuły, czy też inne warzywo znienawidzone przez większość tych małych
ludzi. Spojrzałam na zawartość miski, po czym westchnęłam. Sama wzięłam
łyżeczkę w rękę i zbliżyłam się do niego
- Otwieramy buzię – Metalowa łyżeczka znalazła się tuż przy jego ustach,
skoro już coś mu przyniosłam to zje to, chociaż bym mu musiała wlać to
siłą do gardła.
(Nagito?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz