Szepcze "Dobranoc". Spoglądam w jego stronę. Ma już zaciśnięte powieki,
oddycha spokojnie, miarowo. Nie jestem pewna, czy śpi więc przez kolejne
czterdzieści trzy jego oddechy siedzę tuż nad nim i studiuję jego
mimikę twarzy. Chcę zapamiętać każdy jej rys, każde znamię, bliznę,
wszystko. Przypominam sobie chwile, w których trzymał moją dłoń. Za
każdym razem, kiedy musną moją skórę. Podobał mi się, jak mnie dotyka.
Uśmiecha się. "Kiedy mnie dotyka..." Całe siedemnaście lat bez zwykłego,
ludzkiego dotyku. Nicolas był w stanie złamać to przekleństwo, tę
kłątwę... Mam ochotę go objąć, ale kiedy zbliżam dłoń do jego torsu
cofam ją. Karcę się w myślach. "Nie zasługuję"- myślę. Wciąż nie
potrafię/nie chcę/boję się okazywać emocje. Nie zastanawiam się,
dlaczego przykładam głowę do jego torsu, dlaczego moje ręce próbują go
objąć. Jestem chora, szalona i zdaję sobie z tego sprawę, ale nie
puszczam go. Dopiero kiedy dociera do mnie jego bicie serca panikuję.
Dotykam człowieka.
I jak poparzona odskakuję w tył i upadam na plecy. Mam ochotę się
roztopić. Proszę Boga, by Nicolas spał, bym go nie obudziła. Kryję twarz
w dłoniach. Nie płaczę, ale przez całe moje ciało przechodzą dreszcze.
Biorę dwa głębokie wdechy. "Czas się na coś przydać".-motywuję się.
Rozglądam się po pomieszczeniu. Otaczają mnie mniej i bardziej istotne
rzeczy, ale teraz skupiam się na poszukiwaniu jakiejś broni. Zaczynam od
katany Nicolasa. Nie powinna jej ruszać, ale ciekawość z determinacją
biorą górę. Zdaję się na dotyk. Błądzę opuszkami palców po jej
powierzchni, zapamietuję każde wgłębienie, każdą wypukłość. Zauważam, że
jest lekka i nawet ktoś tak słaby jak ja jest w stanie ją utrzymać. Ale
jest za długa, nie potrafię zacisnąć ręki na jej rękojeści. "Pewnie
przecięła już dużo stworów..."- zamyślam się. Jestem tyłem do
czarnowłosego. Odruchowo sprawdzam, czy śpi. Kiedy upewniam się, że jest
w porządku myszkuję po reszcie broni.
Znajduję zestaw noży.
I nagle coś we mnie pęka.
Takim samym, identycznym... ZABIŁAM ICH WSZYSTSKICH.
Noże upadają na ziemię jak zapałki. Siadam pośrodku nich i zakrywam moją zapłakaną twarz.
"Jestem egoistką. Miałam go nie budzić"...
Cały mój strach i pięć lat spokoju, pięć lat rehabilitacji i próby
zapomnienia. Wszystko to wróciło do mnie w tej jednej chwili. Jestem
zagrożeniem dla otoczenia w małej, niewinnej formie. Ktoś dotyka moje
ramię, odpycham tę rękę. Moje oczy płoną. Wstaję. Nie sięgam jego szyi,
ale patrzę w jego oczy.
-Potrafię zabijać.- mówię stanowczo, chociaz mój głos jest słaby.- Nie będę was obciążać.- mówię.
<Nicolas?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz