Moja sytuacja to jedna, wielka masakra. Ja naprawdę niedługo poczęstuję
nie Nagito a Rikki'ego kulką w łeb. Jak ma jakieś problemy do mojej
osoby to niech powie śmiało. Wówczas zamilknę, to ja stanę się posłuszna
w pewnym stopniu. Po prostu będę. Żadnych problemów, moich marudzeń,
krzyków. Ale jeszcze nie teraz. Moje nerwy nadal były napięte więc w
każdej chwili mogłam wybuchnąć. Kobieta taka jak ja to istna bomba
zegarowa. Czeka. A gdy czas się kończy, wybucha rozwalając wszystko
wokół siebie. Ale spójrzmy na wszystko jasno. Rikki'ego irytuje fakt, że
nie lubię Nagito. A w ogóle po co mam to dogłębnie rozpatrzyć? Suzu,
koniec tego. Relacje pomiędzy mną a chłopakami była dosyć napięta.
Nagito gdzieś zniknął a czuję, że Rikki zaraz prze ze mnie oszaleje.
Razem przeszukaliśmy pomieszczenie. Niestety znalazłam tylko butelkę
wody. Żadnego jedzenia. Chociaż jakby nie patrzeć, bez jedzenia można
przeżyć zdecydowanie dłużej niż bez wody. Organizm człowieka przecież
składa się z 80% z wody. Uważało się na lekcjach biologii. Doskonale
zauważałam także irytację chłopaka czym innym. Jejku, jak mamy przetrwać
to musimy się jakoś dogadać. Nie wiem jak to zrobimy ale musimy. Będzie
naprawdę ciężko. Skierowaliśmy się w stronę stołówki. Cisza przerywana
moimi krokami zdaje się być i dla mnie denerwująca. Tak, jest różnica
pomiędzy spacerowaniem sobie w nich gdy inni rozmawiają. Nikt się wtedy
tym nie przejmuje. A teraz.... każde stąpnięcie może okazać śmiertelnym.
No bo przyznam znów rację, tym hałasem mogę zwabić nie potrzebnych
gości. Gdy dotarliśmy stanęliśmy przed drzwiami. Rikki zakrył mi usta i
nakazał ściągnąć buty. Z początku nie chciałam ale się przemogłam. Teraz
jestem jeszcze niższa. Super. Owszem, mam kompleksy na punkcie mojego
wzrostu. Nie ukrywam. No ale są tego plusy. Zawsze można wleźć tam gdzie
nie może większy. Ale nie zmienia to faktu, że widzę mniej. I właściwie
niebieskowłosy dobił mnie kiedy wyjrzał przez okno do pomieszczenia.
-Jest ich około sześciu, dwóch za pierwszym stołem, jeden po prawej i
dwóch na końcu sali przy drzwiach do zaplecza – wyjaśnił jak się ma
sytuacja w środku.
Przymrużyłam oczy, które po chwili zamknęłam. Przywołałam z pamięci
dobrze znany mi obraz stołówki. Należałam do więźniów, którzy nie
sprawiali większych kłopotów. Um... nie posiadam jakoś mega zrytej
psychiki, może też dlatego. Nie ważne. Wyobraziłam sobie także tych
szwendaczy oblegający pożądaną prze ze mnie stołówkę. Cisza jaka
dookoła nas panowała pozwalała mi usłyszeć ruchy Rikki'ego. Zbliżał się
do drzwi. Co to to nie! Otworzyłam oczy i pewnym krokiem wyprzedziłam
chłopaka.
-Ja pójdę przodem – powiedziałam.
Zignorowałam go. Jedyne co zrobiłam to otworzyłam drzwi. Okropnie
skrzypiały. Zacisnęłam mocno szczęki i szybko wparowałam do środka.
Dobyłam swej broni, którą ostatnio trzymam dość często. Wykonywałam
celne strzały w głowę. Wirus w prawdzie nie atakował niczego innego
niż mózgu i jeżeli moje kalkulacje są trafne, należy wykonywać ataki w
głowę. Dla wszelkiej pewności ciskałam po dwa razy. W pierwszej
kolejności załatwiłam tych co byli za stołem jednocześnie korzystając z
drugiego pistoletu załatwić tego po prawej. Szwendacze co bawili się w
strażników ruszyli w moją stronę. Okazali się trochę szybsi niż
sądziłam dlatego gdy zajęłam się nimi runęli prosto pod moje stopy.
Gdyby nie te czarne skarpetki tej samej wysokości co moje obuwie nie
wiem co bym zrobiła. Kątem oka zauważyłam, jak do środka wchodzi Rikki.
Był lekko wkurzony.
-Nie ignoruj mnie! A co jeżeli jeden by cię zaatakował? - warknął w moją stronę.
-Hę? Zaatakował? - spojrzałam na niego gromiącym wzrokiem.
Po chwili odwróciłam się do niego przodem.
Moje oczy zasłaniała grzywka. W dłoniach mocno ściskałam broń.
Wyglądałam prawdopodobnie tak, jakbym zaraz miała zacząć płakać. Ale to
były mylne pozory. Oj jak bardzo! Raczej byłam wściekła i nic nie
mogłoby mnie ujarzmić. Chyba, że ktoś spróbuje czegoś, co nie
przyszłoby mi nawet do głowy.
-Sądzisz, że jestem typem dziewczyn, które po zobaczeniu tego nie mogą
nic zrobić i czekają aż ktoś im pomoże? - wycedziłam przez zęby. -
Myślałeś, że będę potulna i grzecznie będę czekać, aż wykonasz za mnie
brudną robotę? Po pierwsze, też chcę mieć w tym swój udział. Po drugie,
może już zauważyłeś ale ... - uniosłam do góry pistolety Desert Eagle. -
siedzę w więzieniu za zabójstwa – uniosłam głowę by mógł patrzeć w moje
oczy pełne determinacji.- Nie były to przypadkowe osobniki. Nie....
były mi one 'bliskie'. Bynajmniej ja dla nich. Każdy kto mógł ze mną
porozmawiać, ginął z pomocą broni, którą masz przed sobą. Ona towarzyszy
mi od samego początku. Ile to osób zginęło? - spytałam się sama siebie
odwracając na pięcie. - Z resztą nie ważne – mruknęłam idąc w stronę
zaplecza dodatkowo kręcąc oby dwie bronie na palcach.-To co nie kochane
nie ma miejsca na tej ziemi – przytoczyłam swój cytat, który bardzo
często powtarzałam swoich ofiarom.
Wypowiadając te słowa odwróciłam głowę patrząc na chłopaka.
Przekrzywiłam ją delikatnie i uśmiechnęłam się. Znowu. Jednakże ledwo
widocznie. Rikki to interesujący człowiek! Sprawił, że powiedziałam mu
co nieco o sobie co graniczy z cudem. Brawo chłopczyku, brawo. Jak tak
dalej pójdzie to owinie sobie mnie wokół palca. Cóż... taka moja nagła
zmiana.
-Ups, rozgadałam się trochę – mruknęłam.
(Rikki? )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz