Podniosłam leniwie oczy, nawet nie zdając sobie sprawy gdzie się
znajduję. Miała wrażenie, że usnęłam na swoim materacu. Chciałam się
przeciągnąć jak zawsze jednak poczułam na swoich rękach coś dziwnego.
Dopiero po krótkiej chwili doszło do mnie, co się tak naprawdę stało. Na
moich rękach znajdowały się kajdanki. Zaczęłam je ciągnąć, jednak
jedyny rezultat, jaki otrzymałam to straszliwy ból. Zacisnęłam zęby i
zaczęłam się rozglądać. Po drugiej stronie zauważyłam Gwen, nie spała,
wpatrywała się w kraty, za którymi chodzili ludzie. Zresztą nas również
oddzielały kraty. Kopnęłam w ziemie, żeby zwrócić jej uwagę na siebie.
Na jej twarzy zobaczyłam coś w rodzaju ulgę, w sumie też się cieszyłam,
że nic jej nie jest. Uśmiechnęłam się do niej na znak „Damy radę,
przecież nie takie rzeczy się robiło” nie wiem czy powinnam była się
odzywać, w końcu chyba jeszcze nie zauważyli, że już nie śpimy, a trochę
czasu z pewnością będzie na naszą korzyść. Przywołałam do swojej ręki
katanę, jednak jakbym nią nie manewrowała to za cholerę nie mogłam
niczego dosięgnąć, nie licząc swojej głowy. Dziewczyna dała mi znać
głową, że ten sposób nic nie da, a ja niechętnie przyznałam jej rację. W
końcu ktoś łaskawie do nas wszedł. Była to starsza kobieta,
gdzieniegdzie było widać siwe włosy, a jej twarz zdradzała, że do
młodych już nie należy. Przy pasie zauważyłam miecz. U jej boku było
dwóch mężczyzn, nie widziałam ich nigdy. Aż trudno uwierzyć, że
wcześniej nawet na nich nie wpadliśmy, wydaję się to wręcz nierealne.
Spojrzała najpierw, na Gwen, a później na mnie. Czyli pewnie to ona
musiała być tutaj szefową
- Nawet nie wiecie jak bardzo jest to nie fer, że macie te swoje moce –
zaczęła patrząc na nas z wyrzutami. Po tych słowach można było się
domyśleć, że są to zwyczajni ludzie, jednak jak to możliwe, że grupka
normalnych ludzi tutaj przeżyła? Przecież nawet nie każdy z mocą zdołał
uciec przez zombie. – Jednak przydacie nam się. Oczyścicie nam drogę –
powiedziała z uśmieszkiem
- Chyba śnisz – zaśmiałam się. Nie robiła na mnie żadnego wrażenia, nie
tylko, dlatego, że była normalna, ale również, dlatego że nawet swoim
wyglądem nie straszyła. Wyglądała na zwyczajną kobietkę, która pracuje
sobie w kiosku ruchu
- Coś Ty powiedziała! – Warknęła i chciała do mnie podejść, jednak zatrzymały ją słowa Gwen
- Drogę, do czego? – Zapytała ze spokojnym wyrazem twarzy. Odwróciła się ode mnie i kucnęła przy niej
- Drogę do wolności, prowadzi przez najbardziej skażony sektor, kilku
naszych tam poległo, ale skoro wy macie moce to albo to zrobicie albo
zginiecie – chwyciła ją swoimi paznokciami za policzka, ściskając je –
Tylko do tego jesteście nam potrzebne – puściła ją wstając
- To jest niewykonalne – warknęła za nią, a ja nie rozumiałam, o co
chodzi. Nie znałam tak dobrze więzienia, nie wiedziałam, więc co jest w
tym najbardziej zakażonym sektorze, jednak czy to możliwe, że właśnie
idąc tym sektorem można znaleźć wyjście? Kobieta razem ze swoimi ludźmi
wyszła z celi, a ja spojrzałam na Gwen.
- O czym ona mówiła? – Zapytałam – I nic Ci nie jest?
- Nie, nic – mruknęła – Pamiętasz tego mutanta? Tego, co zamknęłaś –
kiwnęłam jedynie głową, na znak, że tak – Tam takich on, zjadają – Moje
oczy momentalnie zrobiły się wielkie, nie wiedziałam nawet, co
powiedzieć, przecież... Tamten prawie mnie zabił, to, co dopiero więksi,
silniejsi i może nawet mądrzejsi od niego. – Ona jest psychiczna, tam
nie ma żadnego wyjścia, to jest niemożliwe, nic ani nikt nie jest w
stanie rozbić tych murów, a jeśli byłoby tam wyjście, wiedzielibyśmy o
tym – dokończyła
- Jednym słowem pewna śmierć – Mój głos był cichy
- We dwie na pewno nie damy sobie rady – Spuściła głowę, najwidoczniej
nad czymś myślała. Ja również ją odwróciłam zamykając jedynie oczy. Nie
tak wyobrażałam sobie swój koniec. Zmuszona do jakieś bezsensownej
walki, o coś, czego nie ma. Jak to życie potrafi człowieka zaskoczyć Po
dwóch godzinach, ponownie miałyśmy odwiedziny, przynieśli nam wodę. Wow,
jakie poświęcenie. Jeden mężczyzna stał do mnie przodem, drugi
natomiast bokiem do Gwen, zauważyłam, że próbuje mu wykraść kluczyki.
Ten przy mnie chciał się odwrócić
- Boli, boli – zaczęłam, żeby go tylko zatrzymać, jeśli by się obejrzał straciłybyśmy może jedyną szanse
- Że co? – Nie rozumiał mnie, jednak cały czas patrzył na mnie
- Te kajdanki są za ciasno, zaraz mi ręce odpadną, ja ich nie czuje! –
Zaczęłam z jak największą powagą – Jak będę walczyć, jak nie będę mieć
czucia w dłoniach? – Westchnął i zaczął coś grzebać przy kajdankach.
Puściłam jedynie oczko do czarnowłosej, a ta usiadła na kluczę.
- Lepiej? – Usłyszałam głos mężczyzny i skinęłam głową. Wyszli
rozmawiając o czymś, nawet nie zwracałam uwagi na ich słowa. Dziewczyna
zaczęła manewrować kluczami tak, aby otworzyć swoje kajdanki. Dokładnie
obserwowałam korytarz, czy aby nikt się nie zbliża. Kątem oka
zobaczyłam, że jedną rękę ma już wolną. Z drugą poszło jej o wiele
szybciej. Nerwowo zaczęła wkładać kluczę do zamka w kracie, która nas
oddzielała.
- Nie ma, żaden nie pasuje – mruknęła do siebie. Uśmiechnęłam się do niej jedynie przyjaźnie
- Idź po naszych, Hana niech Ci założy bandaż na głowę – zaczęłam cicho
- Nie zostawię Cię samej – warknęła na mnie
- Jesteś ranna, a ja skuta, jak chcesz walczyć? Ponownie nas uśpią i
znowu będziemy w punkcie wyjścia. Idź po kogoś, znasz tutaj zakamarki,
szybko się odnajdziesz, ja ich zatrzymać tak długo jak to tylko będzie
możliwe – Z mojej dłoni pojawiła się katana, którą położyłam na ziemi,
po czym kopnęłam w stronę krat – W razie, czego, będzie dopóki będę
myśleć – Widziałam zawahanie dziewczyny, jednak obie wiedziałyśmy, że
tak będzie najlepiej, że same nie damy sobie rady, zwłaszcza, że ja
ciągle mam kajdanki – Idź, bo Ci zaraz skopie dupę – powiedziałam
poważnie. Słysząc z daleka kroki otworzyła w końcu swoje kraty, po czym
zaczęła biec. Dopóki ma mają katane będę przynajmniej wiedzieć czy jest
cała. Siedziałam spokojnie na swoim miejscu. Przymknęłam delikatnie oczy
podśpiewując pod nosem. Po 15 minutach, do celi wpadł mężczyzna,
któremu ukradła klucze, czyżby się zorientował?
- Gdzie ona jest?! – Warknął na mnie
- Ale kto? – Zapytałam udając głupią
- Ta czarna, z którą przyszłaś! – Ojej, czyżby się denerwował?
- A więc – zaczęłam siadając prosto – Była tutaj i rozmawiałyśmy o tym, w
czym najlepiej prać ubrania, aż ona nagle znikła, bo jej się
przypomniało, że pranie zostawiła na sznurku, a jak go nie zdejmie to
ktoś jej porwie, dlatego musiała was opuścić – zrobiłam przykrą minkę
- Ty suko! – Podszedł do mnie i uderzył w twarz
- Ja stąd wyjdę – zaczęłam powoli – Ale Ty wtedy będziesz martwy –
spiorunowałam go wzrokiem. Odwrócił się, żeby coś krzyknął, jednak
pomimo bólu wychyliłam się w taki sposób, aby kopnąć go w czuły punkt.
Upadł na kolana i jęknął cicho
- W samą dziesiątkę – uśmiechnęłam się sama do siebie, zadowolona, że nie ruszy się przez minimum 10 minut.
(Gwen?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz