Co takiego zrobiłem, że tu się znalazłem? Wiedziałem, że ktoś w końcu
zapyta, ale... Ja chyba nie chcę odpowiadać na to pytanie. Powiedzieć im
prawdę, skłamać czy może przemilczeć ten temat? Druga opcja raczej
odpada, nie powinienem kłamać. Spojrzałem na Shurę, która ledwo szła.
Lekko się uśmiechnęła i zaczęła się cicho śmiać.
- To był wypadek, głupia historia... Trochę za dużo alkoholu. Nie
panowałam nad mocą, ale na całe szczęście... Nikogo nie zabiłam.
Uśmiechnąłem się do niej. Przetarła oczka i próbowała utrzymać
równowagę. Chłopak zaczął iść obok mnie. Czyli tak czy siak muszę
odpowiedzieć. Westchnąłem i nieco przyspieszyłem, stanąłem przed Shurą,
która prawie się o mnie przewróciła. Spojrzałem na nią przez ramię.
Normalnie serce mi się kraja, kiedy widzę ją na wpół przytomną. Idzie i
idzie, myślę, że się tym męczy. Braciszek powinien pomóc, a więc wezmę
ją na plecki. Nieco zniżyłem się przed nią, aby bez problemu mogła się
na mnie wdrapać. Złapałem ją za nogi i powoli podniosłem się. Zachwiałem
się przez chwilę. Teraz już nie ma odwrotu, ale dobra... Przynajmniej
będę mieć dobry uczynek na koncie. Po chwili ją lekko podrzuciłem,
musiałem jej poprawić by było mi nieco... wygodniej? Jak na złość
musiała się jeszcze sama poprawić. Ponawiałem tą próbę kilka razy, Shura
nie dawała za wygraną. No trudno się mówi. Po chwili poczułem jak
opiera swoją główkę o moje ramię, jej płomienisty kucyk zawisnął i od
czasu do czasu smyrał moją dłoń. Zasnęła? Znowu?
- No to za co siedzisz? - zapytał Dayki.
- Ja? - Uśmiechnąłem się do niego błagalnie. Mógłbyś odpuścić sobie to
pytanie... Naprawdę... Przybliżyłem się do niego i lekko kopnąłem go w
kostkę. - Skoro jesteś moim wiernym słuchaczem... Wkrótce się dowiesz...
Wszystko w swoim czasie... - Wypadałoby się w końcu nauczyć rozmawiać.
Tym bardziej, że mam tu bardzo nietypowy przypadek braciszka, z którym
wypadałoby normalnie porozmawiać. Nagle zza rogu wyszły dwa zombie.
Kąciki ust chłopaka uniosły się do góry. Mimo, iż ten jego uśmiech
trochę przerażał... Naprawdę było mu z nim do twarzy. - Dayki... - cicho
powiedziałem, a ten od razu ruszył ze swoją maczetą masakrować stwory.
Widzę, że każdy ma zadanie w naszym małym team'ie. Shura jest tą co
pije, Dayki rozwala te pokraki, a ja po prostu... Jestem od noszenia
siostrzyczki i ewentualnej pomocy. Braciszek po chwili zaczął bawić się
tym co pozostało po zombie. Ma przynajmniej z tego radochę, a to i
dobrze. Nie muszę się martwić, że się nudzi i nie ma zajęcia. Na
początku szedł nieco przede mną. Dopiero później wyrównał nasze kroki,
wpatrywał się we mnie. Nie uda mi się uniknąć odpowiedzi? Skoro jest
moim "wiernym słuchaczem"... Poduczę się rozmawiać, a później jakoś samo
wyjdzie za co siedzę. - Po tym jak trafiłem do sierocińca... Spotkałem
tam swoich pierwszych, a zarazem jedynych przyjaciół... Traktowali mnie
jak starszego braciszka, który o nich dbał. Następnie wraz siostrą
zostałem adoptowany przez... Wtedy zaczęły się problemy - westchnąłem. -
W podstawówce... Nie miałem do kogo się odezwać. Jeśli ktoś mnie
zaczepiał, no to co... Bójka. - Taki ze mnie był buntownik w
podstawówce, ach! W gimnazjum może coś się zmieniło. Starałem się
zrozumieć rozmówcę, ale cóż... I to mi nie wychodziło. - W domu nie
prowadziłem normalnej rozmowy. Z tego co pamiętam był tylko krzyk. Co
innego z małą Sally, moją młodszą siostrą... Dostawała to co chce i
oczywiście, że była faworyzowana. Mogłem zostać w sierocińcu, ale nie!
Ona chciała być ze mną... Głupia. - W sumie nawet miło było mówić z tą
świadomością, że Dayki może naprawdę mnie słuchać. To było cudowne
uczucie komuś powiedzieć co się stało... - Kochałem ją jako siostrę, ale
nienawidziłem jako osobę. Czasami wątpiła w to, że naprawdę jesteśmy
rodzeństwem... Nie traktowała mnie jak brata. Co ciekawsze to ona
najpierw zaczęła wołać do mnie "Lisiu". Pamiętam jak na ulicy spotkałem
psa podobnego do lisa. Opiekowałem się nim dopóki coś go nie zagryzło. -
Spojrzałem na Shurę. Ciekawe czy to wszystko słyszy... Choć i tak do
nie ma znaczenia. Jeśli usłyszy, nic się przecież nie stanie. Tak myślę.
- Moją siostrę spotkało praktycznie to samo. Poszła się bawić z
koleżankami, do lasu za domem. Normalnie myślałbym, że się tam
wymknęła... Jednak nie, okazało się, że dostała pozwolenie od
"rodziców". - Potem kto musiał po nią iść? Pół nocy musiałem jej szukać,
bo tamci niczym Shura ledwo szli. Oczywiście koleżanki wróciły do
domów, ale ta mała za nic nie dawała się znaleźć. Na początku myślałem,
że po prostu chciała się bawić w chowanego. - Znalazłem ją. Stały przy
niej dwa małe liski, które uciekły gdy tylko mnie usłyszały. Bolało, nie
powiem, ale cieszyłem się z tego powodu... Nie miała kawałku policzka.
Była cała pogryziona, a na dodatek ta kałuża krwi, w której leżała...
Zaniosłem ją do domu. Mała Sally spowodowała, że z oczu gospodarzy
zaczęły płynąć łezki. Uciekłem wtedy z domu. Mimo, że jej nie lubiłem.
Jak już mówiłem, jej śmierć zabolała. Niebawem zorientowałem się czyja
to wina. Pięć lat temu... Zdecydowałem się na coś co wydawało się
najlepszym rozwiązaniem. - Uśmiech, który zazwyczaj gościł na mojej
twarzy, momentalnie znikł. Lekko odchyliłem głowę do tyłu, znów
spojrzałem na dziewczynę. - Nie miałem tego szczęścia... - Cicho
powiedziałem. Po chwili przystanąłem przy drzwiach do jednego z
pomieszczeń. Schowek na miotły... Ostrożnie pociągnąłem za klamkę.
Żadnej niespodzianki tam nie było. Palcem wskazałem na szafkę w rogu. -
Tutaj z kolegą chowałem czekoladę... Weź trochę... - Dayki przykucnął
przy szafce i zaczął pakować słodkości do torby Shury, chociaż nie.
Teraz jest nasza. W końcu teraz trzyma się z nami.
- Ciekawe kryjówki sobie znajdujecie... - wymamrotał chłopak.
- Oj tam... - Postanowiłem spróbować, raz jeszcze poprawiłem
siostrzyczkę na swoich plecach. Tym razem jednak nie odpowiedziała.
Spała na dobre i wydawałoby się, że już jej nic w tym nie przeszkodzi. -
Zanim podjąłem stuprocentową decyzję, odkryłem swoją moc. Stworzyłem
sobie broń ~ Beretta M9 oraz zwykły nóż szturmowy. Do dziś pamiętam jak
bardzo cieszyłem się, kiedy powstały one w moich łapkach... - Cieszyłem
się na ich widok jak dziecko, kiedy dostało zabawkę. Dobrze, że te czasy
minęły... Teraz raczej wszystko jest w porządku. - Jak myślisz co z
nimi zrobiłem? - Dayki chwilę się zastanowił, a gdy już otworzył usta by
coś powiedzieć, przerwałem mu. - Masz rację... Zabiłem tych, przez
których znienawidziłem siostrzyczkę. Zostałem skazany za zabójstwo ze
szczególnym okrucieństwem... - Westchnąłem i uśmiechnąłem się do niego.
Dayki? Shura?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz