Popatrzyłem zdezorientowany na dziewczynę. Jak takie coś chude mogło
mnie powalić?! Długie włosy... Trochę niższa ode mnie. Mówi szybko...
bardzo szybko. Ciekawe...A co jeszcze bardziej mnie zaintrygowało kim
jest ,,Rosa,,? Wyciągnę z niej to... Ale jednak wolę żeby tyle o mnie
nie wiedziała.
- Vincent. - Powiedziałem. A na mojej twarzy pojawił się tak bardzo
często goszczący serdeczny uśmiech jednocześnie rozweselający moją
poprzekłuwaną twarz. Kiedyś na pewno dowie się o mnie więcej... ale...
ja chce wiedzieć co to za ,,Rosa,,?! Czyli nie jest sama... Widząc za
nią szwendacza, odepchnąłem ją, przez co upadła na ziemię. Popatrzyłem
na nią z troską na twarzy. Jeżeli jest prawdą co mi powiedziała i nie
umie walczyć... Będę jej pomagał, nie zostawię jej samej. Kopnąłem go z
całej siły i nożem odciąłem głowę. popatrzyłem na nią, chyba nie lubi
cierpienia. Nawet tego co już nie żyje... Teraz wie że w przeciwieństwie
do niej potrafię walczyć... a dokładniej zabijać. Lubię to, ale wolę
żeby tego jeszcze nie wiedziała. Podałem jej dłoń by pomóc wstać, Przez
cały ten czas był na mojej twarzy uśmiech. Dawno sie nie uśmiechałem,
więc usta zaczynały mnie... boleć. Więc gdy odwróciłem się w swoją
stronę znikł z mojej twarzy. A więc, idzie ich jeszcze więcej. Zacząłem
iść szybkim krokiem w drugą stronę a słysząc ze dziewczyna kroczy za mną
i dogania mnie, odwróciłem się w jej stronę i uśmiechnąłem się.
-nie odpowiedziałeś mi na pytanie... - zaczęła wypominać się o moją
odpowiedź. Ale to nie będzie dla niej proste by wyciągnąć ze mnie tyle
informacji na raz.
-wszystko w swoim czasie. - powiedziałem a czując że ścierwa zbliżają
się do nas złapałem ją za dłoń i zacząłem biec przed siebie nie patrząc
na to co leży na ziemi.Słyszałem jak pod moimi stopami pryska krew i
łamią się szczątki innych. Ale także to że nadal za nami idą. Biegłem
przed siebie nadal mając uśmiech na twarzy, co jakiś czas zerkałem na
dziewczynę.
- A teraz mi odpowiesz? - ciągnęła dalej ten sam temat.
- Kiedyś nadejdzie pora. - opowiedziałem krótko. Zachowywała się
jak...dziecko? Coś nowego. W pewnym momencie stanąłem i odwróciłem się
za siebie, nadal byli w zasięgu wzroku.
-Odpowiesz mi? - spytała już zniecierpliwiona czekaniem na moją odpowiedź.
- nie teraz - powiedziałem uśmiechnięty do niej, widząc przed sobą
zagrożenie. Wyjąłem nóż i widząc lampę wiedziałem co zrobić. Za czołem
biec w ich stronę, trzymając nóż w zębach skoczyłem do lampy złapałem
się jej i skoczyłem na kilku z nich. Powalając ich na ziemię szybko
pozbawiłem ich narządu zwanego głową. Z pozostałymi poradziłem sobie
podobnie. Po kilku nastu minutach popatrzyłem w jej stronę, z mojej
twarzy nawet na sekundę nie schodził bijący przyjaźnią uśmiech. Musze od
nowa nauczyć się go wymuszać. Podszedłem do niej.
-Vincent Silvan sektor F, 22 lata. - Powiedziałem uśmiechnięty. Tyle
powinno jej wystarczyć przecież... I tak nic jej więcej nie powiem.
Annabell?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz