Natłok myśli kumuluje się w mojej głowie, choć w rzeczywistości nie jestem w stanie nic powiedzieć Ostrożnie sięgam po torbę. Dopiero teraz widzę moją obdartą rękę. Zastanawiam się, jak teraz wyglądam. Wyciągam losowo suchą bułkę, łamię na pół i jem ją na prawdę powoli, próbując rozkoszować się każdym kęsem. Drugi kawałek podaję nieśmiało Panu.. Nicolasowi. Dotykam delikatnie koca, próbując przestudiować każdy jego skrawek. Podoba mi się ciepło, które delikatnie mnie otula. Zamykam oczy, rozchylam usta i modlę się do Boga, by nic mi nie odebrało tego spokoju. Przez chwilę czuję się bezpieczna. I przez kolejne dwadzieścia trzy uderzenia serca milczę. Zaczynam nucić kołysankę, którą śpiewała mi mama, gdy byłam dzieckiem. Chyba przez chwilę się uśmiecham. Przez trzydzieści uderzeń serca rzeczywistość nie istnieje. A później przed oczami pojawiają się moi towarzysze. Milknę. Otwieram oczy. Nicolas przygląda mi się pilnie, a ja chowam jego spojrzenia w swojej duszy.
Czuję się senna. Mam na sobie wszystkie trzy koce, a On ani jednego. Wstaję. Chwiejnym krokiem podchodzę do niego i przysadam. Oddaje mu jeden koc, drugim okrywam naszą dwujkę.
-Dziękuję...- szepczę.
Nie mam siły budować bardziej rozwiniętych zdań. Opieram się o zimną cegłę i przymykam oczy.
-Nie potrzebuję koca.- mówi, ale nie odpowiadam mu. Przytrzymuję jego koc ręką by dać mu do zrozumienia, że nie przyjmuję zwrotów. Otula mnie senność. Zapadam w Objęcia Morfeusza.
*****
Czuję czyjś ruch. Delikatny, ale niespokojny. Ktoś przykrywa mnie dokładniej po czym wstaje i podchodzi do krat celi. Chce wyjść? Zostawić mnie tu? "Zaczekaj!"- wołam w myślach.
Nie chcę umierać w samotności.
Otwieram oczy i bezszelestnie podchodzę do Nicolasa. W ostatniej chwili łapię skrawek jego koszulki i ciągnę ją delikatnie w obawie, że mogłabym ją uszkodzić. Mężczyzna odwraca się. Jestem zaskoczona jego niemalże kamiennym wyrazem twarzy. Jakby zdjął obciążające go emocje.
-Nie zostawiaj mnie- szepczę. Mam ochrypły i przerażony głos- Nie zostawiaj mnie...- powtarzam.
Po twarzy płyną mi mimowolne łzy. Płaczę jak dziecko, którego matka nie odebrała z przedszkola, podczas gdy wszystkie dzieci są już w bezpiecznym i ciepłym domu. Nie chcę płakać. Jestem za słaba na obecny świat. Jednym ruchem ręki ocieram łzy. Mimowolnie chcę zajrzeć w umysł Nicolasa i zobaczyć, co on myśli. Cofam się. Patrzę w podłogę.
- Nie bój się.- Na ziemię ściąga mnie jego aksamitny głos- Chciałem tylko sprawdzić okolicę, póki spałaś...
"Nie chciał mnie zostawić?"- Przez chwilę czuję się lżejsza o dwie tony strachu.
- Skoro nie śpisz, chyba możemy już iść.
Przytakuję głową. Podnoszę z podłogi plecak. Jest ciężki, ale siłe daję mi fakt, że chcę być chociaż trochę przydatna. Uśmiecham się i za żadne skarby nie pozwalam mu nieść plecaka.
Mimowolnie chwytam skrawek jego bluzki. Nie zastanawiam się, dlaczego to zrobiłam.
Ruszamy Bóg jeden wie, gdzie.
<Nicolas?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz