Obudziłam się i nie otwierając jeszcze oczu, nasłuchiwałam czy oby na
pewno nie ma nikogo w pobliżu. Potem przyszedł czas na wyjęcie z kozaka
sztyletu, "tak na wszelki wypadek". Gdy byłam pewna, że w korytarzu
panuje absolutna cisza wyszłam z szybu wentylacyjnego i rozejrzałam się
po korytarzu. Poprawiłam ubrania i szybko się rozciągnęłam, by być
gotowa do biegu. Szyb nie był z byt wygodnym miejscem do spania, ale
zdecydowanie nikt, do niego nie zaglądał, dlatego ten zimny otwór w
ścianie stał się moim schronieniem. Miałam ze sobą mały plecaczek z
wodą, resztką jedzenia i latarką, którą skradłam strażnikowi. Musiałam
szybko znaleźć kolejne zapasy, albo będę głodować. Udałam się w z dłuż
korytarza, skradając się z ręką na sztylecie. O dziwo panował idealny
spokój ani żywego, ani z czego byłam strasznie zadowolona martwego. Nie
wiedziałam gdzie mam iść, bo magazynki blisko mojego schronu były puste
co oznaczało, że muszę wyjść poza granice moich terenów. Po paru
chwilach podróży pomiędzy korytarzami dobiegł mnie szelest zza zakrętu.
Przywarłam do ściany gotowa rzucić się na zombiaka. Gdy nagle zza rogu
wyszedł więzień...
<ktokolwiek?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz