piątek, 10 lipca 2015

Od Dayki

Wszystko było okej... jedzenie... picie... wszystko! Czego mógłbym chcieć więcej? a tu co?! takie rozczarowanie... epidemia... Ludzie to jednak świnie. A teraz jeszcze jak jakieś wścieknięte zwierzęta próbują mnie zjeść. W sumie... świnia to zwierzę... - myślałem próbując odpędzić się od śmierdzących ścierw kiedyś potocznie zwanymi ludźmi...Nie zawsze ta moja ,,umiejętność,, się przydaje... Rzadko kiedy... przynajmniej tyle że mogą śnić nie śpiąc... takie jakby omamy? Hmm... szkoda ze do tego trzeba się trochę skupić... - cały czas myślałem rozwalając łby tym...y...? świniom. O! to dobra na nich nazwa. Na mojej twarzy malował się uśmiech rozrywający kąciki moich słodkich ust. Gdy już się uporałem z tym truchłem zgarbiony patrzyłem na jednego twarz... trochę poobgryzaną... ale pięknom... Ciekawe jak oni smakują. Bo jeżeli tak bardzo chcą mnie zjeść to oznacza że ja jestem smaczny. Nadepnąłem na kruchą czaszkę która złamała sie pod moim nie wielkim ciężarem a krew oraz kawałki oczu prysnęły na mnie, a z mojego uśmiechu wydobył się śmiech, głośny, donośny, przepełniony szaleństwem i pragnieniem o ... WIĘCEJ!
- Dobranoc... - mruknąłem odchodząc od tamtego miejsca wyjąłem z kieszeni jakąś szmatkę i zacząłem czyścić ostrzę maczety. Moje kościste i długie palce delikatnie masowały zaschniętą krew, by jak najdokładniej się jej pozbyć z mojego maleństwa... maleństwa... och... jakie ono...? przydatne. Szkoda tylko że tak szybko się brudzi.
Gdy skończyłem i maleństwo było czyste zacząłem dokładnie oglądać ręce... czy przypadkiem nie mam na nich żadnych śladów. W pewnym momencie usłyszałem cos... jakby ktoś... szedł? popatrzyłem w górę zobaczyłem wiszącą lampę szybko się na nią wdrapałem. Wolę zaatakować z zaskoczenia... zauważyłem... jakiegoś... człowieka...? facet... szedł i zauważył zmasakrowane ciała świń. Przykucnął przy nich a ja szybko skoczyłem mu na plecy powalając go na ziemie do której jednocześnie go przygniotłem. Moje dokładnie wypolerowane ostrze było blisko jego szyi chwyciłem go za włosy i uniosłem jego twarz do góry
- kim ty kur.wa jesteś? - spytałem lekko ochrypłym głosem i patrząc w jego oczy, które mówiły: ,,...ty szma.to już nie żyjesz...,,

jakiś facet???

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz