Ludzie... kocham ich ale jednocześnie nimi gardzę. Są przecież tacy
naiwni! Właśnie tą cechę lubię w nich najbardziej. Pomyśleć tylko co
można zrobić z takową ofiarą. Najpierw trzeba znaleźć sobie idealny
cel. Banalnie proste zadanie! Następnie dziwnym trafem skrzyżować swoje
drogi. Poproś kogoś o spowodowanie wypadku. W czasie tego wydarzenia
bądź 'przypadkowym' świadkiem i pomóż nieszczęśnikowi wyjść z opresji.
Trwaj przy nim, obserwuj, ucz się o nim jak najwięcej. To stary plan
mówiący jak wtargnąć w życie ale jak widać nadal się sprawdza. Naprawdę
naiwni. W ogóle nie zdają sobie sprawy z tego kim jestem. Wszyscy,
którzy ze mną przebywali, już dawno nie żyją. Bez wyjątku. Tak, ja
nawet doskonale przywołuje sobie obraz ich śmierci. Ich krzyk. Ich ból.
Ich cierpienie. Ich płacz. O właśnie tak... prawdziwe arcydzieło. Moje
pierwsze morderstwo dokonałam na ojcu. Spał... zbudził go jednak
uporczywy ból w ramieniu i huk dobrze znanego przez niego pistoletu
Desert Eagle. Miałam wówczas zaledwie 14 lat. Na końcu poczęstowałam go
kulką w głowę. Strach, zdziwienie i niezrozumienie to jedyne emocje
odczytywane z oczu ofiar. I dziwić im się? Nie sądzę. Zawsze
zachowywałam się spokojnie. Rzadko zabierałam głos. Po prostu byłam,
siedziałam. Niczym duch obserwowałam. Niezauważona przez innych. W
ogóle się mną nie przejmowali. Egoizm. Nie lubię tego w ludziach choć
sama też pewnie to mam.
Doskonale również pamiętam śmierć mojej 'bliskiej' znajomej. To było
coś. Strasznie mnie zaintrygowała. Była niezwykle silna, uparta i
bezczelna. Wszystko działo się na polance, w gwieździstą noc. Pełnia.
Przyszłyśmy jak gdyby nic w poszukiwaniu przygód przez tą dziewczynę.
Poprosiłam ją by szła przodem. Głupia mnie posłuchała. Wcale nie
dociekała czemu nagle się odezwałam i z takim pytaniem. Cisza. Znikąd
wyciągnąłem moje słynne pistolety. Dziewczyna obróciła się w moją
stronę. W tym samym momencie wykonałam dwa strzały w łydki. Zdusiła w
sobie krzyk i upadła prze de mną na kolana. „Czemu? Czemu ona to
zrobiła?” Spojrzała na mnie. Moja powaga mieszała się z nienawiścią i
nutą ekscytacji. Pewnie trzymałam w rękach narzędzia. Kolejne strzały.
Faszerowałam jej nogi i ręce moim lodem. Ledwo się trzymała. Uklękłam
przed nią. Starłam z jej twarzy łzy. Niedługo się wykrwawi. Huk.
Oberwała w brzuch. Kaszlnęła krwią plamiąc moje ubranie. Spoliczkowałam
ją. Pchnęłam ją na ziemie.
-Wszyscy wyglądacie najpiękniej w szkarłacie – przemówiłam po raz pierwszy się uśmiechając.
Odsunęłam się siadając na przeciwko niej. Przyglądałam się jej agonii.
Zawsze silna, teraz taka słaba i bezbronna. Nie może nic zrobić. Nie
potrafi się ruszyć. Dławi się krwią. Intrygujące... Ta śmierć była za
równą pierwszą, która mnie zachwyciła, jak i ostatnią w mojej karierze.
Otworzyłam oczy. Siedziałam na zimnej posadzce opierając się o mur. Ile
to już lat minęło odkąd tu trafiłam? Dwa lata? Pewnie tak. Powoli tracę
rachubę czasu. Samotność, która mi towarzyszyła była ukojeniem dla
mojego serca. Spojrzałam w górę przekrzywiając lekko głowę na bok. Jest
źle, coraz gorzej. Epidemia szaleje zamieniając ludzi w zombie z czego
niektóre są trudne do pokonania. To jest śmieszne. Nawet bardzo.
Żałosne... Nienawidzę tej bezradności. Zmarszczyłam brwi. Wstałam i
rozciągnęłam swoje ciało. Obmacałam się w poszukiwaniu swojej broni, bez
której nic nie zdziałam. Jest na miejscu. Ruszyła na krótkie obeznanie
co i jak. W końcu ostatnimi czasy lepiej być na bieżąco ze wszystkim co
cię otacza bo czasem ofiara okaże się zabójcą. Przemierzałam korytarze
wymijając innych. Właściwie nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Nagle zdałam
sobie sprawę, że nikogo już nie ma, słychać było jedynie echo moich
obcasów. Zatrzymałam się i rozejrzałam badając wzrokiem każdy zakątek.
Czysto. Ruszyłam dalej ale usłyszałam jakiś hałas. Szybko dobyłam
broni. Stojąc w miejscu mocno ściskałam w dłoniach pistolety. Bacznie
próbowałam objąć wzrokiem wszystko co mnie otacza. Czułam na sobie
czyjeś spojrzenie. Dochodziło z mojej prawej strony. Nie odwracając się
uniosłam w górę rękę by po chwili skierować ją w miejsce gdzie
prawdopodobnie przebywa źródło hałasu. Usłyszałam jak ktoś wychodzi z
ukrycia. Był to wysoki chłopka z niebieskimi włosami. Posiadał bardzo
jasne oczy. Nigdy takich nie widziałam. Są niebywale piękne. W gruncie
rzeczy kocham wszystko i upodobają mi się wszyscy. Ale te oczy....
miałam wrażenie, że zamrożą moje. Zabawne.... że też ja się tym
zachwycam. Nie pewnie trzymałam pistolet jednakże schowałam go. Nie mam
nastroju...
(Rikki? )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz