Ból, smutek i rozpacz od najmłodszych lat były przy mnie niczym anioł
stróż, który pilnuje przez całe dnie, aż do ich końca. Nie licząc ich,
miałam przy sobie jeszcze ojca, nie długo, ale miałam. Jednego dnia po
prostu obudziłam się sama w domu, nie było ani jego ani naszego psa, z
początku zagubiona, nieporadna dopiero po kilku tygodniach dowiedziałam
się, co było powodem jego nagłego zniknięcia, a przy okazji dowiedziałam
się wiele o sobie. Jak każdego normalne dziecko chciałam dowiedzieć się
co stało się z moim ukochanym psem, nie interesował mnie ojciec, ale
pies jak najbardziej. Odnalazłam…, Chociaż nie to ona mnie odnalazła,
gdy wracałam ze szkoły. Starsza kobieta, widać było po jej twarzy, że
przeżyła wiele, siwe włosy, na których znajdował się kapelusz, możliwe,
że starszy nawet ode mnie. Nawet nie usłyszałam zwykłego „dzień dobry”,
miła starsza pani zaczęła od razu nawijać, że jestem złą osobą, i
właśnie, dlatego ojciec mnie zostawił, kiedyś wyrządzę wielką krzywdę
ludziom i będę za to ponosić konsekwencję. Wtedy się nią nie przejęłam,
jak to dziecko nagadałam jej, jaka to ona jest głupia i poszłam dalej.
Gdybym wtedy wiedziała, jak bardzo się myliłam, teraz żałuje, że nie
stanęłam i nie porozmawiałam z nią, może do tego wszystkie by nie
doszło. Po odkryciu swojej mocy trawiłam do gildii, właśnie tam nauczyli
mnie jak sobie z nią radzić, wszystko mi wytłumaczyli. Każdy myślał, że
w pełni opanowałam moc, cóż ja myślałam tak samo, jednak wszyscy bardzo
się mylili. Zwykła zamieszka na mieście, chciałam interweniować, kiedy i
we mnie ktoś zaczął, byłam spokojna, a przynajmniej starałam się
zachować tak zwaną zimną krew. Nie wyszło. Teraz nawet nie wiem,
dlaczego tak bardzo się zdenerwowałam, w moich dłoniach pojawiły się
miecze, zaczęłam zabijać wszystkich, nie patrzyłam nawet, kto to jest,
mężczyzna, kobieta czy nawet dziecko. Zabijałam w amoku, niczym maszyna.
Uspokoił mnie jedynie głos mojego mistrza. Spojrzałam na niego, nie
rozumiejąc, co właśnie się stało, do czego doprowadziłam. W sądzie
usłyszałam, że spowodowałam śmierć 8 osób, a 5 jest w szpitalu. Prawdę
mówiąc nie interesowało mnie to, wtedy już nic nie miało dla mnie
znaczenia. Pamiętam jedynie krew, która mnie otaczała, w której byłam.
We więzieniu jak to we więzieniu, nie było nic ciekawego. Przez półtora
roku nic się nie działo, a dni były monotonne. Do czasu. Leżałam na
swojej pryczy, bawiąc się, przywoływałam miecze, rzucałam i patrzyłam
jak znikają. Usłyszałam jakieś wrzaski i szybkie kroki ludzi. Może i bym
się tym nie przejęła, gdyby nie fakt, że prosili, a raczej błagali o
pomoc. Zaintrygowana stanęłam przy otwartej celi i patrzyłam jak
więźniowie uciekają. Zmarszczyłam brwi nie bardzo rozumiejąc, o co
chodzi, moja odpowiedź nadeszła jakże szybko. Ktoś, a raczej coś ich
goniło. Stanęło i spojrzało się na mnie. Chwila… Czy to jest Zombii?!
Dotychczas widywałam je jedynie w jakiś filmach, czy też czytałam o nich
w książkach, ale właśnie teraz stoi przede mną gapiąc się na mnie. Jak
można się domyślić zaczął biec w moim kierunku, niewyobrażalnie szybko. W
mojej ręce momentalnie pojawiła się katana, a jeden szybki ruch
sprawił, że głowa umarlaka leżała na ziemi. Prawdę mówiąc nie sądziłam,
że będzie tak ciężko, w końcu każdy mógłby pomyśleć, że skoro to coś
powstało z martwych to jego kości są słabe i nie trudno go zabić, jednak
tak nie jest, jego kości czy co tam ma, są cholernie twarde. Po
miesiącu tułania się i uważania, żeby nic nie zrobiło sobie ze mnie
obiadu lub też kolacji dowiedziałam się, o co chodzi. Podobno wybuchła
jakaś zaraza, nieznany wirus zamieniający każdą żywą istotę w to coś.
Zapewne jakiś strażnik nie wiedząc, że posiada tego oto wirusa przywlekł
się tutaj i wszystko zapoczątkował. Najlepsze jest to, że dalej nie
można stąd wyjść, jednak może to i lepiej. Zakładam, że poza tymi
murami, tych jakże przyjemnych istot jest o wiele więcej. Żyłam sobie
spokojnie, jeśli w ogóle takie życie można nazwać spokojnym. Byłam w
mojej celi, nikt mi nie przeszkadzał, czasami tylko napatoczył się jakiś
zombiak, lub w nocy było słychać czyjeś krzyki, jednak dało się do tego
przyzwyczaić. Wychodziłam jedynie w poszukiwaniu jedzenia, lub żeby
rozprostować nogi, a czasami nawet dla zabawy robiąc sobie treningi ze
współlokatorami. Jednego dnia szukając czegoś ciekawego usłyszałam
rozmowę. Wychyliłam się lekko, aby zobaczyć, z kim mam do czynienia.
Stały dwie dziewczyny i jeden chłopak, byli zajęci rozmową, więc nawet
mnie nie zauważyli. Chciałam podejść, trochę bliżej, jednak przez moją
nieuwagę strąciłam kamyk, który zleciał na ziemie, gdzie znajdowały się
owe osoby. Szybkim i cichym krokiem oddaliłam się wracając do siebie.
Byłam ciekawa, kto to, w sumie nie widziałam jeszcze zbyt wielu ludzi,
którzy do dzisiaj żyją. Dokładnie się zamknęłam, po czym zamknęłam oczy,
uciekając do krainy, która jest tylko dla mnie. Do moich snów. Przez
kilka następnych dni próbowałam ponownie znaleźć owe osoby. Znalazłam
wodę, nawet jedzenie, ale po nich nie było nawet śladu. Po tygodniu
szukania w końcu ich odnalazłam. Chłopak leżał, chyba spał, natomiast
dwie kobiety rozmawiały między sobą cicho i tym razem nie wystarczyło mi
odwagi, aby do nich podejść, ale wiedziałam, gdzie mają swój schron,
zauważyłam kilka szafek, materace, klatka taka sama jak moja, ale jednak
nieco większa, wydawało mi się, że były to kiedyś dwa osobne
pomieszczenia, ale mogłam się mylić. Z czasem zauważyłam, że w szafkach
jest zarówno broń jak i woda czy jedzenie. Miałam swój stały kąt, w
którym doskonale wszystko widziałam, jednak oni mnie nie. Po kilku
dniach obserwacji mogłam wynieść pewne wnioski. Już na pierwszy rzut oka
było widać, że dziewczyny się przyjaźnią. Siedziałam w swoim kącie,
kiedy poczułam coś na plecach, nie było to nic związanego z Zambii, nie
to było coś innego. Odwróciłam głowę z przerażeniem, odkrywając, że na
moich plecach siedzi wielki, czarny pająk. Moja twarz stała się jeszcze
bledsza. Z piskiem wyskoczyłem ze swojej kryjówki, szarpiąc się i
ruszając na wszystkie strony, po chwili zauważyłam, że spadł na ziemie.
Trójka nieznajomych patrzyła na mnie z dużymi oczami, każdy miał broń w
ręku
- Widzieliście to bydle?! – Zaczęłam pokazując na ziemie – Przecież to
jest wielkie jak nie wiem, co! – Mówiłam do nich jakbyśmy się dobrze
znali, bo w sumie ja już ich tak jakby znałam
- Coś Ty za jedna? – Dziewczyna o blond włosach celowała do mnie z łuku,
a ja zaczęłam się śmiać nerwowo – Zadałam pytanie! – Zrobiła krok w
moją stroną, a w moich rękach odruchowo pojawiły się miecze, natomiast
twarz przybrała swoją naturalną mimikę
- Nie podchodź – wycedziłam przez zęby, spojrzała na mnie pewnym
wzrokiem. Jednak ja nie ustępowałam. Stanęła w normalnej pozycji.
Zawahałam się jednak zrobiłam to samo tyle, że moja broń dalej była w
rękach
- Nie widziałam Cię tutaj – odezwała się druga
- Jestem z innego sektora – moja broń nagle znikła, jednak nie odrywałam
od nich oczy, jakby chcieli mnie zabić zrobiliby to już dawno, więc w
sumie…, Kto nie ryzykuje ten nie zyskuje czyż nie? – Taiga –
powiedziałam po chwili
- Jak nas znalazłaś? – Usłyszałam kolejne pytanie, po którym
westchnęłam, głupio się przyznawać, w sumie to jakby to zabrzmiało „ A
od jakiegoś czasu was obserwowałam, bo od ponad pół roku nie widziałam
nikogo żywego” – Przechodziłam szukając czegoś do jedzenie
( To teraz tak xD Sylvanas, Bartolomeo, Gwen?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz